Quantcast
Channel: Szycie z Czeremchą
Viewing all 60 articles
Browse latest View live

Ludzie listy piszą...

$
0
0
Ludzie listy piszą, zwykłe, polecone...

Hmm... W "naszych" czasach "listyzwykłe" to e-maile...

No i dostałam e-maila od - nazwijmy ją - "A".List z prośbą o poradę. Odpisałam, a jakże, po czym pomyślałam: właściwie czemu nie miałabym tej wymiany korespondencji nie opublikować /częściowo/, przecież nie tylko "A" przytrafił się taki kłopot... Może ktoś inny w poszukiwaniu rozwiązania szyciowych problemów natrafi na ten temat w czeluściach internetu i sobie poczyta, i przyda mu się... "A" zapytana o to zgodziła się ze mną i zezwoliła na publikację ;-)

"A": Wybrałam sobie z "Szycia krok po kroku" model bluzki, którą chciałabym zrobić, ale okazało się, że nie ma do niej wykroju. Ale z wykrojem pół biedy, gorzej z jej zszyciem! Jest to pierwsza rzecz , którą chciałbym uszyć, dlatego wybrałam model z napisem "łatwe", ale łatwe to niestety nie jest, bo terminologia użyta w instrukcji jest po prostu dla mnie niezrozumiała :( I dlatego piszę do osoby z doświadczeniem. Co to znaczy: "odszycie podkroju", "pliska podłożenia", "podłożenie".

Ja:  "Odszycie podkroju". Podkrój to linia, z reguły zakrzywiona, która tworzy nam na materiale kształt dekoltu, pachy czy linię bluzki na karku. Ponieważ powstała w wyniku podcięcia - nazywa się podkrojem ;-) I taką linię trzeba jakoś wykończyć. Jest linią krzywą, więc nie można po prostu zawinąć brzegu do środka. Podkroje można wykończyć lamówką ze skosu - ale nie tylko. Można skroić kawałek materiału odwzorowujący kształt podkroju, naszyć go wzdłuż krawędzi podkroju i podwinąć pod spód. Taki kawałek materiału nazywa się odszyciem. W niektórych sytuacjach /np. w rozpinanych bluzkach/ odszycie może być skrojone razem z główną częścią wykroju.

"Podłożenie" to zapas materiału, najczęściej po linii prostej, skrojony razem z główną częścią wykroju, którym wykańcza się brzeg, podwijając podłożenie pod spód. Jeśli podłożenie nie jest krojone razem z częścią główną, a doszywane w taki sposób, jak w bluzce, którą szyjesz - to taką część nazywa się pliską. Słowo "pliska" może mieć wiele znaczeń, ale główny jego sens to "podłużny kawałek materiału złożony na pół" - i służący jako np. element dekoracyjny /plisowane spódnice to nic innego jak pliska koło pliski/ specyficzne wykończenie dekoltu /jak w japońskim kimonie/,  czy jak w tej bluzce - wykończenie dołu bluzki szerokim paskiem materiału złożonym na pół.



"A": A prawa strona materiału to która? Mam materiał w groszki, ale wzór jest tylko po jednej stronie i nie wiem w którym miejscu mam go złożyć.

Ja: Prawa strona materiału to strona "reprezentacyjna". W przypadku materiału drukowanego - to ta pokryta drukiem, jeśli materiał ma specyficzną fakturę - jak sztruks czy aksamit - to ta z włosem, dzianina typu single jersey ma prawą stronę utworzoną z oczek prawych, a lewą - z lewych.  Twille na prawej stronie mają fakturę utworzoną ze skośnych, słabo widocznych prążków, a lewą - podobną do płóciennej. Bywają materiały dwustronne - jak adamaszki czy niektóre żakardy,  gdzie obie strony są jednakowo ładne i lewa jest "negatywem" prawej - wtedy wybieramy jako prawą stronę tą, która nam się bardziej podoba. Z kolei satyny, szantungi i krepy maja dwie strony różniące się od siebie /jedną - matową i drugą - błyszczącą/ i tu też można dowolnie decydować, która będzie stroną prawą. Jeśli materiał jest jednobarwny i ma płócienny splot, czyli po obu stronach niemal identyczny - warto przyjrzeć mu się pod pewnym kątem - z reguły jedna strona ma więcej gruzełków, nierówności i meszku - to będzie strona lewa.

"A": Załączam jeszcze plan wykroju bluzki. Z tego co zrozumiałam mam złożyć materiał na pół, ale z tego rysunku wynika, że jedna połowa ma 34,5 cm, a druga 34 cm i nie wiem o co chodzi skoro po złożeniu powinny być takie same wymiarowo, a tu okazuje się, że nie są :( 
 
Ja: Nie muszą być jednakowe. Składając materiał na pół wyznaczamy linię symetrii krojonej części. Linia złożenia materiału jest taką linią. Jeśli wzdłuż tej linii ułożysz formę przedstawiającą połowę przodu - to krojąc obie warstwy materiału jednocześnie -  skroisz w całości przód bluzki. Czyli - jeśli masz skroić przód bluzki w złożeniu materiału - to składasz materiał tak, żeby linia złożenia przebiegała idealnie wzdłuż pionowej, biegnącej wzdłuż brzegu nitki materiału, a szerokość złożonego kawałka wystarczała na umieszczenie na nim formy połowy przodu oraz dodanie wkoło zapasów na szwy. Zatem - złożenie materiału "na pół" nie oznacza, że składamy go w połowie jego szerokości. Składamy go bowiem w połowie szerokości krojonej części. Koniecznie sprawdź, czy spodnia warstwa nie ma już jakiś ubytków spowodowanych wcześniejszym krojeniem ;-) Skąd ta różnica szerokości w Burdzie? Nie widzę całego opisu, może przód jest szerszy od tyłu, a może po prostu wynika to z cechy materiału. Zdarzają się materiały, w których brzegi fabryczne, przeznaczone do odcięcia, są nierównej szerokości. Może tak jest w przypadku krepy, której użyli?
 
Trochę to inaczej wygląda, kiedy kroimy symetryczne części ze skosu, ale tym się teraz zajmować nie będziemy ;-)
 

Taka była moja korespondencja z "A". Odpisała mi, że moja odpowiedź ją zadowala - mam nadzieję, że nie tylko ją :-)

Ogłaszam otwarcie mojego sklepu!

$
0
0
Dziś będzie post bez zdjęć. Napstrykałam się ich bez liku zakładając sklep - pasmanterię internetową. A tak. Porwałam się na to. To od dawna było moje marzenie. Nie wiem jeszcze, czy będę płakać czy cieszyć się - na razie tyle pracy mnie to kosztowało i stresu - że raczej bliższa jestem płaczu.

No i od razu przepraszam za jakość zdjęć w sklepie - solennie obiecuję, że będę nad tym pracować. Gdybym chciała z otwarciem czekać aż do wyszlifowania wszystkich elementów składających się na efekt końcowy - to chyba nigdy bym tego nie zrobiła :-) Zatem zdecydowałam się "puścić w świat" sklep w takiej formie, w jakiej jest widoczny. Mówi się trudno ;-)

Mam nadzieję, że czego nie dopatrzycie - to sobie dowyobrażacie. Jakby co - proszę o pytania, postaram się dokładnie na każde odpowiedzieć.

Nowi klienci dostają 10 % rabatu!


Ludzie listy piszą - odc. 2

$
0
0
MONAfaktura poprosiła mnie o radę.

Nie był to list - czyli tytuł postu powinien być inny, ale jej prośba umieszczona  w formie komentarza do zimowego płaszcza wpisuje się w charakter mini-cyklu poradnikowego :-)

Zamiast odpowiadać pod dawnym wpisem postanowiłam przenieść jej pytanie tutaj, bo może ktoś jeszcze będzie miał okazję skorzystać...

Oto, co napisała MONAfaktura:

Witaj Czeremcho! Szyję już sobie jakiś czas, a w najbliższym czasie chciałabym się właśnie o płaszcz pokusić. Taki zimowy. Może nie na siarczyste mrozy, ale na mrozy. I tu pojawia się problem. Jaki materiał wierzchni wybrać - flausz wełniany czy wełnę parzoną? Bo że wełnę chcę to wiem na pewno. Kolejna rzecz - podszewka. Obawiam się, że dla zmarzlucha takiego jak ja pikówka sama nie wystarczy, trzeba by wszyć jakąś ocieplinę. Pytanie tylko, jaką? A pytanie zasadnicze, czy domowa maszyna poradzi sobie z tyloma warstwami materiału... Czeremcho, pomóż, proszę...
Monika.


I moja odpowiedź:


Wybierz flausz. Będzie cieplejszy. :-)

Co do ocieplenia płaszcza... Mój płaszcz jest z  jakiegoś gatunku flauszu /bo jest w wytłaczane prążki/, pikówka jest raczej z tych cieńszych - a płaszcz jest zaskakująco ciepły! Okazał się dużo cieplejszy niż sportowa kurtka!  Bardzo, bardzo jestem z niego zadowolona!

Jeśli mogę Ci jeszcze coś radzić - to wybierając pikówkę zwróć uwagę na to, żeby możliwie miękko się układała. Bo większość pikówek ma jednak sporą sztywność - i warstwa zewnętrzna może z nią przegrać. Płaszcz będzie się układał tak, jak pikówka. Jeśli wybierzesz fason otulający ciało - to zamiast być takim - zacznie brzydko odstawać i sterczeć.

Skoro chcesz dołożyć jakieś dodatkowe ocieplenie - to wybierz niegrubą pikówkę i tak samo niegruby ocieplacz. Warstwa powietrza, która zostanie między nimi uwięziona - też będzie utrzymywała ciepło.

Problem ilości warstw można rozwiązać. W zasadzie wszystkie warstwy spotykają się tylko na krawędziach odszyć - wewnątrz płaszcza i na brzegach rękawów. Jeśli obawiasz się, że maszyna nie da rady - zrób tak:

- Złóż razem ocieplacz i pikówkę i traktuj je do krojenia i zszywania elementów /czyli rękawów, tyłu i przodów/ jak jedną warstwę. Z tym maszyna sobie na pewno poradzi.
- Dochodząc do momentu, kiedy masz doszyć podszewkę /czyli w tym przypadku ocieplacz zszyty z pikówką/ - przeszyj obie warstwy ze sobą dodatkowym szwem 2 cm od zewnętrznych krawędzi /czyli tych, które będą się łączyły z materiałem odszyć/.
- Obetnij pasek ocieplacza szerokości 1 centymetra wzdłuż tego szwu. Czyli - ocieplacz będzie na samych krawędziach o ten 1 cm węższy, niż pikówka.

Tak przygotowaną podszewkę przyszyj do odszyć i do dolnych krawędzi rękawów. Czyli - zszywać będziesz tylko pikówkę i materiał wierzchu. Problemu dla maszyny nie będzie na pewno. A dodatkowym plusem takiego rozwiązania jest to, że odciążysz w ten sposób zapasy na szwy - będą po prostu miały mniej warstw i nie będą się wybrzuszały.  Chłodnych "mostków" nie będzie - bo zapasy na szwy "położą się" na pocienionej krawędzi uzupełniając ją.


Szew łączący ocieplacz z pikówką można potraktować jako szew dekoracyjny - i uszyć go grubszą nitką, np taką jak do wykańczania jeansu, wybierając w dodatku jakiś fantazyjny ścieg.



Mam nadzieję, że wszystko jest w miarę jasne, mimo braku zdjęć :-)







Ludzie listy piszą – odc. 3.

$
0
0


Tym razem – list w postaci prywatnej wiadomości napisanej do mnie na forum e-krawiectwo:

Chciałam Cię prosić o pomoc, chodzi tu o maszynę lifetec, podobnie się dzieje jak koleżance w tym poście http://ekrawiectwo.net/board/thread/14521/petelkowe-problemy/?page=3#post-65010, a dokładnie jest tak na początku szyje a w pewnym momencie lub gdy dłużej przyśpieszę zrywa mi górną nitkę ze szpulki i plącze ją przy bębenku i jeśli w porę nie zakończę to tak zaplącze nici ok bębenka ze materiał muszę na siłę wyrywać. Po otwarciu pokrywy nić jest zaplątana Tak jakby nawleczona wkoło tego wystającego "dzyndzelka" przy bębenku. Pisałaś ze to może być coś z chwytaczem, jeśli nieprawidłowo się obsługiwało maszynę. A robiłam czasami tak ze jeśli miałam gruby materiał (jeans) do przeszycia i stopka nie chciała się więcej podnieść to szyłam z podniesioną. Czy mogę sama coś sama na ten problem poradzić? Jeśli tak to co mogę zrobić?? Proszę o pomoc....

Problem bardzo częsty. Chyba z połowa próśb o pomoc na forach „szyciowych” dotyczy takich kłopotów. Pomyślałam sobie, że warto byłoby sprawę nieco bardziej upublicznić.

Autorka zgodziła się na opublikowanie tak listu, jak i mojej odpowiedzi, więc zapodaję:

Ojojojoj... To w takim razie wygląda na problem z naprężaczem...

Bo sprawa z nim wygląda tak:

Kiedy podnosi się stopkę - ma to bezpośrednie powiązanie z naprężaczem. Luzują się wtedy talerzyki naprężacza, które są odpowiedzialne za prawidłowe naciągnięcie górnej nitki. A górna nitka jest odpowiedzialna za prawidłowe wiązanie szwów. No w większości odpowiedzialna ;-) /W każdym razie - nie jest tak, że pół na pół nitka dolna i górna dzielą się tą odpowiedzialnością./

Skoro szyłaś z podniesioną stopką - to wymuszałaś na naprężaczu nieustanne luzowanie sprężyny i być może naprężacz się przez to uszkodził...

Mam nadzieję jednak, że się nie uszkodził, skoro maszyna szyje kawałek, a dopiero potem plącze nitkę.

W 99 % przypadków w bębenku plącze się właśnie nitka górna - nie ma znaczenia, że pętle powstają pod materiałem czy właśnie w bębenku. Najczęstszym powodem tego plątania jest niewłaściwe naprężenie górnej nici już w momencie rozpoczynania szycia. Ściegi powstają przy wybitnym udziale nici górnej, która okrąża bębenek, jest łapana przez chwytacz, który krzyżuje ją z dolną nitką. Górna nitka podciągana jest przez maszynę do góry i wyciąga dolną nitkę, umiejscawiając ją na takiej wysokości, na ile pozwoli mechanizm maszyny. Mechanizm, bo górna nitka jest wyciągana do góry tylko na taką wysokość, na jaką wędruje do góry podciągacz - "wajcha" poruszająca się w górę i w dół. Który robi dokładnie to samo, co nasza ręka, kiedy szyjemy ręcznie - naciąga nitkę, żeby powstał szew.

I jeśli jest pewien nadmiar nitki, który wykracza poza możliwości tegoż podciągacza - robi się problem, bo igła wpycha pod materiał za dużo nici. Powstają jakieś dodatkowe pętle, które są łapane przez chwytacz, a ponieważ początek tej pętli jest "zakotwiczony" w materiale - to powtarzanie tych zapętleń powoduje w końcu zablokowanie się chwytacza i zerwanie nitki.

Skąd ten nadmiar nitki? Najczęściej - z powodu złego zakładania nitki górnej. Jeśli robimy to przy opuszczonej stopce - to naprężacz nie luzuje się i nitka zamiast wsunąć się jak najgłębiej - opiera się na zamkniętych talerzykach naprężacza.

Bo sam naprężacz składa się mniej więcej z takich części, jak na zdjęciu opublikowanym przez Zetasię na forum Elektroda:

http://obrazki.elektroda.pl/1777681800_1331759957.jpg

Jego talerzyki to części 6 i 7. Są złożone ze sobą, nitka przechodzi przez dociśnięte talerzyki do środka i z powrotem - znów przez dociśnięte talerzyki. Jeśli zakładając nitkę nie rozsuniemy tych talerzyków - to nitka zamiast wsunąć się do środka - zawiśnie na zewnątrz talerzyków. Stąd ten nadmiar nici. Maszyna nie jest w stanie cofnąć go z powrotem na szpulkę.

Spróbuj nawlec górną nitkę jeszcze raz - podnosząc stopkę. Jeśli problem będzie wciąż trwał - wydaje mi się, że mogło dojść do uszkodzenia naprężacza przez szycie z podniesioną stopką, co spowodowało jego przeciążenie i uszkodzenie...

Można to sprawdzić nawlekając maszynę jak do szycia i ciągnąc nitkę ręcznie tuż nad igłą - można sobie darować nawleczenie igły, żeby jej przy tej czynności nie złamać ani wygiąć. Jeśli nitka przechodzi przez wszystkie mechanizmy tak samo luźno niezależnie od tego, czy stopka jest opuszczona, czy podniesiona - to jest kłopot z naprężaczem. Jeśli opuszczenie stopki momentalnie powoduje wyraźnego powstanie oporu przy ciągnięciu - to naprężacz jest w porządku.

Tak to wygląda na mój babski rozum - od razu podkreślam, że w swoim typie daleki od techniczno - ścisłego. Jeśli czyta mnie jakiś mechanik, który rwie sobie włosy z głowy czytając te wywody - to baaardzo proszę o sprostowanie. Tak to już jest, że ja po prostu lubię wiedzieć, jak się rzeczy mają naprawdę. Więc jeśli się mylę...
 W każdym razie - ponieważ widziałam już w internecie informacje o "radzeniu sobie" z grubymi warstwami poprzez szycie z podniesioną stopką - to apeluję: 
 Darujcie sobie, dziewczyny, takie eksperymenty.   W imię trwałości Waszych maszyn. Jeśli maszyna nie chce transportować grubych warstw - to znaczy, że się do takiego szycia po prostu nie nadaje. Można wozić Smartem cement w workach na budowę - ale po co i jak długo to potrwa...


Tych spodni chyba miało nie być…

$
0
0


Tak, miało chyba nie być, karma taka, fatum albo co tam jeszcze innego.

Najpierw – materiał kupiony, zdekatyzowany i wyleżakowany jak należy. Chociaż – patrząc na moje standardy – to materiał kupiony latem /może u jego progu…/ to zupełna świeżość. Zero stażu kartonowego.

Kupiony z myślą o spodniach. Za jakieś niewielkie pieniądze. Wygląda jak bawełna i chyba nią jest, biorąc pod uwagę, jak się zachowuje…

Na myśli zrazu stanęło. To znaczy – tradycyjnie – materiał został odłożony „na potem”. W końcu – zmobilizowałam się. Teraz to już dramatycznie potrzebuję spodni. /Lato było, jakie było, więc długie spodnie były zupełnie niepotrzebne./ Wyjeżdżam na parę dni no i potrzebuję czegoś nowego.

Skopiowałam wykrój z Knipmode. Wzięłam do ręki materiał – o rany, to on się nie naciąga? Nic a nic nie jest elastyczny?... A byłam pewna, że jest… Czyli – najgorsza do wykonania czynność – skopiowanie wykroju – na nic się zdało? Bo wykrój przeznaczony na materiały elastyczne… Ręce mi opadły…

No cóż, bierzemy następny. Nie ma słowa o elastyczności w opisie spodni, czyli szyjemy. Znów Knipmode.

Zdjęcia z żurnala nie będzie. Na zdjęciu widać tylko nogawki – modelka ubrana jest w sweter do połowy uda. Uwielbiam takie zdjęcia. Cóż… Mam rysunek techniczny – wystarczy. Strasznie słaby skan...


zdj.1

Tak. Złamałam się. Zdecydowałam się na spodnie z gumką z tyłu, mimo że deklarowałam się przed sobą i całym światem, że nigdy tego nie zrobię. A zrobiłam – dlatego, że ciut schudłam :-) Na tyle ciut, żeby nie czuć się komfortowo ani w spodniach z klapą, ani w tych z guzikami… Spodnie z guzikami zwężę sobie z tyłu, z tym problemu nie będzie, Natomiast spodni z klapą zwężać mi się po prostu nie chce. Za dużo zachodu. Niech więc będzie ta gumka z tyłu. Tym bardziej, że po pierwszym niepowodzeniu z wyborem wykroju nie chciało mi się długo szukać.

No i biorę się za krojenie. Dobrze pamiętałam, że materiał miał poprzeczne prążki. Słabo widoczne, ale jednak są. Zamysł zatem był oczywisty – kroje w poprzek.

I tu – zonk… Materiał bawełniany, z tendencją do wycierania się na złożeniach. I w poprzek całego kuponu piękna, wytarta krecha…. Zresztą – materiał wyciera się strasznie. Wystarczy podrapać go paznokciem, żeby zadrapany punkt natychmiast stał się jasną plamką… Nie muszę dodawać, że gniecie się przy tym jak len. A może to jest len? Albo mieszanka bawełny 
i lnu? Bo po przeprasowaniu materiał staje się gładki jak blacha, co nie przeszkadza mu się natychmiast wygnieść, gdy tylko się go lekko zemnie.

Ręce mi opadły jeszcze niżej. Po czym zadziałał mój wrodzony optymizm – możliwości są dwie. Albo spodnie zeszpetnieją bardzo szybko i powędrują do działu odzieży ogrodowo – garażowej, albo okażą się najwygodniejszymi, najmilszymi, szlachetnie zestarzałymi spodniami i będę je nosić tak długo, póki z nich znów nie wyrosnę. Albo – póki ze mnie nie spadną same przed upływem terminu gwarancji :-).

Taka myśl mnie ucieszyła. Nie będę się naprężać i wysilać przy szyciu /istnieje duża szansa, 
że nie warto/, zużyję do końca kilka niemal wykończonych szpulek nici /bo przecież 
nie wykorzystam ich w „porządnych” modelach/ i w ogóle szyć będę ot, tak sobie… I daruję sobie zamki na dole nogawek - jeśli miałabym te spodnie krócej nosić, niż szyć...

Czyli – kroję wzdłuż, prążki będą w poprzek, ale nie będę się straszliwie mobilizować, żeby się idealnie zbiegały na szwach. Niech się zbiegają, owszem, ale bez przesady… Jeśli się gdzieś rozbiegną – co tam…

Oczywiście, nie udało mi się skroić ich możliwie oszczędnie, bo oczywiście materiał miał 
w ramach gratisu niewielką skazę /nie licząc wytartej krechy/. Na szczęście mam go sporo – został jeszcze przyzwoity kawał – albo będzie z reszty jakaś kurtałka, albo letnia spódnica. Pożyjemy, zobaczymy.

Szycia nie fotografowałam od początku do końca, skupiłam się tylko na szczegółach, których jeszcze chyba nie było – albo były wystarczająco dawno. Na tyle dawno, że nie pamiętam ;-)

Skupię się na wszyciu karczku z przodu i wykończeniu zamka. O wykończeniu zamka było co prawda niedawno, ale na tak kolorowym materiale, że nic nie widać :-)



                                                                          zdj. 2

Brzegi podkleiłam taśmą do wykańczania i stabilizacji brzegów, zrobioną z krojonej ze skosu flizeliny z klejem, która została następnie przeszyta łańcuszkiem. To przeszycie gwarantuje 100 % stabilizację brzegów. Krawędzie krojone pod kątem /ze skosu/ mają naturalna skłonność 
do wyciągania się przy szyciu, więc lepiej tego uniknąć. /zdj.2/ Ideałem byłoby tak wycelować 
z zaprasowaniem taśmy, żeby szew wykonany przeze mnie pokrywał się z łańcuszkiem na taśmie, ale nawet jeśli tak nie będzie – to taśma i tak zrobi swoje, bo podczas wywijania częściami wykroju, upinania i dopasowywania ich względem siebie krawędzie będą bezpieczne.


                                                                         zdj.3

Sam karczek też podprasowałam – tym razem termoniną. To mój ulubiony sztywnik. :-) Karczek będzie wyglądał porządniej, tendencje do załamywania czy zwijania się będą o niebo mniejsze.




zdj.4

Zszyłam środki przodów spodni, przypinam karczek. Będę go zszywać etapami, bo jest tu parę kątów do „obskoczenia”. Najpierw celuję w sam środek, spinając minimalną ilość materiału, żeby można było obracać przypinaną część. /zdj.4/



zdj.5


No i obracam ją, układając wzdłuż linii nasady /czyli krawędzi zszycia/. /zdj.5/ Przypinam szpilką. Muszę odnaleźć punkty, w których szew będzie się zaczynał i kończył. Nie będę szyła „od brzegu do brzegu”. Na samym karczku jest to doskonale widoczne – będę „okrążać” szwami kształty wytyczone przez termoninę. Gorzej z  główną częścią spodni, tym bardziej 
że od dawna już nie rysuję sobie obrysu formy na materiale. W myślach „rysuję” sobie 
na materiale ostateczne punkty, odejmując dodatki na szwy. I tak wpinam szpilki łącząc obie części. Szyć będę też od szpilki do szpilki. Zaczynając ok. centymetra przed szpilką, cofając 
do niej i szyjąc od jednej szpilki do drugiej, po czym znów szyje kilka ściegów wstecz. W ten sposób zabezpieczam początek i koniec szwu przed pruciem się.

To samo robię z drugiej strony karczku – i oto efekt.


 zdj.6




 zdj.7

Nacinam zapasy na czubku karczku do samego szwu, żeby po pierwsze wygodnie manipulować częściami, po drugie – żeby móc te dodatki porządnie zaprasować i po trzecie – żeby po zaprasowaniu ładnie się układały. /zdj.7/





zdj.8

Biorę się za przyszywanie krótszych krawędzi karczku. /zdj.8/ Nie uda mi się swobodnie manipulować karczkiem – nacinam więc w rogu zapasy pod skosem najpierw kierunku szwu - najpierw w miarę oszczędnie /bo niektórym materiałom i kątom wystarczy takie oszczędne cięcie/, potem – w razie potrzeby – docinając głębiej.



zdj.9


Spinam szpilkami. Teraz szyję od początku poprzedniego szwu – aż do samej krawędzi spodni.



zdj.10


Karczek przyszyty. /zdj.10/ Trzeba go teraz porządnie rozprasować i ułożyć zapasy szwów. Wszystkie będą ułożone na karczku, ale do tego zdjęcia specjalnie je rozprasowałam 
na płasko, żeby było widać, jak porządnie i płasko rozkładają się na rogach po nacięciu. Wycięłam też niewielkie nadmiary materiału na tychże zapasach.Gdyby nawet udało się przyszyć karczek bez nacinania zapasów – zaginałyby się w fałdy, a  nadmiaru materiału nie byłoby gdzie upchnąć. A upchnięty w róg taki nadmiar nie da się płasko zaprasować, zawsze powstanie górka, która raz że szpeci, a dwa – gdyby chcieć dodatkowo przestębnować takie miejsce po wierzchu – to takie stębnowanie na 100 % utrudni. 



zdj.11


 A tu – zaprasowany karczek. I zdjęciu 11 widać, jak mimo prasowania na wilgotno przez szmatkę – materiał się wybłyszcza, a na pogrubieniach bieleje.



zdj.12


Krawędzie szwów, na których będzie wszywany zamek – też wzmocniłam taśmą. Samego wszywania zamka krytego nie opisuję – było niedawno… Zajmę się tylko wykończeniem zamka odszyciami.


zdj.13

Najpierw starannie równamy górne brzegi. To naprawdę ułatwia pracę i minimalizuje ilość poprawek. 




zdj.14

Jeśli po przyszyciu górnych brzegów odszyć wzmocnionych termoniną szwy na obu krawędziach będą się stykały ze sobą tworząc jedną równą linię – to po wykończeniu zamka górna krawędź spodni też będzie równa po obu jego stronach.




zdj. 15

Na podstawie zdjęcia 15 będzie łatwiej opisać samo przyszywanie odszyć. Zapasy na szwy 
z doszytych do nich zamkiem układamy płasko. Pozostaje zdecydować, co zrobić z wystającą ponad materiał krawędzią zamka – przedłużeniem brzegu, na którym znajdują się ząbki. Przechylamy ją na zewnątrz – czyli w  kierunku taśmy zamka, kładąc ją na tej taśmie. Tego ułożenia pilnujemy przyszywając górną krawędź odszycia.

Później przyszywamy krótsze brzegi odszycia, szyjąc możliwie blisko ząbków zamka.

Odcinamy rogi zapasów na szwy blisko szwów. Wywracamy odszycia do wewnątrz układając je lewą stroną na lewej stronie materiału – czyli „na gotowo” i przeprasowujemy, odciągając od ząbków zamka.




zdj.16

Dolną krawędź odszycia przyszyłam zygzakiem do taśmy zamka i dodatku na szwy. Tak bowiem bywa, że zamek „łapie” często tą część, kiedy go zapinamy, zahacza o nią – co kończy się albo wystrzępieniem, albo wręcz uszkodzeniem materiału. Zygzak objął dolną krawędź 
i przytrzymał ją płasko – mam nadzieję, że taki zabieg w zupełności wystarczy.

Później przyszyłam jeszcze haftkę – żeby przedłużyć żywot zamkowi. Oczywistą oczywistością jest, że kiedy będę spodnie ubierać – to najpierw zapnę haftkę, zbliżając w ten sposób brzegi zapięcia do siebie, a potem dopiero chwycę za suwak zamka, żeby go pociągnąć do góry…

Niby oczywista oczywistość, ale wiele osób o tym zapomina albo ignoruje taką potrzebę – 
a potem psioczy na jakość zamków. Że pocięgło się urwało, że ząbki się odczepiły albo wyrwały… A to nie zamka wina…

Ale to już chyba gderanie.

Czyli – czas kończyć. Do następnego razu!

A teraz – czas na reklamę.

Z kronikarskiego obowiązku śpieszę donieść, że wykorzystałam materiały, które są do nabycia w moim sklepiku – półpergamin, termoninę, taśmę do stabilizowania szwów  i zamek. Nici były ze starych zapasów, jak już wspominałam ;-)

No i w związku z wyjazdem zawiadamiam, że między 26 października a 2 listopada nie będę dokonywać wysyłek towaru…
















Nowiny spod lady

$
0
0
Zastanawiałam się długo, oj długo, czy wypada, żebym tu, na blogu, ogłaszała co mam nowego w sklepie "U Czeremchy" - czyli mojej pasmanterii... Bo sklep wciąż się rozwija, asortyment rośnie... Z kolei blog wydawał mi się miejscem raczej "szyciowym" niż handlowym.

Zdarzyło mi się odbyć w tzw. międzyczasie konsultacje społeczne z moimi ulubionymi współforumowiczami płci obojga z E-krawiectwa. Konsultacje oko w oko, bo mające miejsce na zlocie w łódzkiej Strimie, miejscu w którym na nasze sabaty wciąż patrzy się przychylnym okiem...

Mieliśmy sponsorów, a jakże -








oraz sklep internetowy tkaniny.net. Dzięki sponsorom ze zlotu nasze torby w dniu wyjazdu były bardziej pękate, niż w dniu przyjazdu.

Zatem - społeczeństwo /przynajmniej jego część, obecna na zlocie/ zdecydowało, że mam tu, na blogu przekazywać "zajawki" odnoszące się do nowych produktów.

Co czynię.

W ofercie ostatnio pojawiły się stopki ETI - znane, popularne i lubiane.

 Igły Schmetz mają nowe, łatwiejsze do przełknięcia ceny.

No i pojawiło się sporo aplikacji - łatwych do umocowania na tkaninie - bo naprasowywanych żelazkiem.

To tyle - na razie. Mam mnóstwo następnych produktów do wprowadzenia ;-)




I znów nowości w sklepie...

$
0
0
Nie, to  nie jest tak, że przekształciłam bloga w banner reklamowy.

Po prostu wypuściłam się na większe zakupy - asortyment sklepowy bardzo się powiększył, a opracowywanie nowych towarów trochę trwa. Stąd taki wysyp co kilka dni...

Z ciekawszych rzeczy - pisaki spieralne wodą. Można nimi rysować na tkaninach i nie śpieszyć się z szyciem. Można dokończyć jak nie dziś, to jutro, a może pojutrze... Linie nie znikną przedwcześnie. A potem popryskać wodą - i ślady znikają.

Wkład odzieżowy - sztywnik - do elastycznych materiałów i dzianin. Lekko poddaje się wszerz i bardzo dobrze po skosie. Do użycia tam, gdzie zależy nam na ujarzmieniu materiału bez zbytniej utraty jego elastyczności.

Guma powleczona silikonem /biała i czarna/ - do użycia w modelach "bezramiączkowych" i w ogóle tam, gdzie zależy nam, żeby materiał nie zjeżdżał z powierzchni. Czyli - jeśli ktoś chce sobie uszyć ocieplacz do kubka na kawę - to też się ta guma idealnie nadaje do podszycia na górnej krawędzi.

Igła do przeciągania nitek - do wciągania końcówek nici w szew owerloka ;-)

Olej do maszyny - zawsze potrzebny.

Mocne kolory taśmy rzepowej - różowa, płomienista czerwień, neonowy oranż, chabrowa.

Lamówki 12 mm, dodatkowe kolory lamówki 18 mm, taśma "jodełka" 10 mm...

I mnóstwo innych.

Zagladajcie, prtzeglądajcie, zastanawiajcie się.

Jeśli coś intryguje albo czegoś nie ma - pytajcie! Bardzo czekam na odzew!

Akcja remontowa

$
0
0


Oj, nie mam ci ja szczęścia do spodni… Albo od razu wyglądają jak znoszone, albo niszczą się w tempie zastraszającym…

Spodnie bling-bling /szyte w lutym/ przecierają się… Dresy domowe – zaglądają oczkami z krawędzi szwu…

Wiem, że nie tylko ja mam takie kłopoty. Ba, to dość powszechny problem. A że już dość dawno temu znalazłam sobie na niego sposób – to naprawiłam sobie obie pary gatek. Jeszcze trochę posłużą.

Spodnie, o zgrozo, wyglądają tak, jak na zdjęciu 1. Specjalnie wsunęłam do nogawki białą kartkę papieru, żeby przetarcie było bardziej widoczne.

zdj.1

Samo gęste przecerowanie materiału nic by nie dało, bo materiał zrobił się jak sitko i bardzo by się pościągał, gdybym go przeszyła. Trzeba coś podszyć pod spód. Coś niezbyt sztywnego, żeby nie uwierało. Najlepiej – żeby nie trzeba było tego czegoś obrzucać, bo szwy będą nieprzyjemnie tarły. I żeby dobrze przytrzymało materiał od spodu, powstrzymało go przed rozłażeniem się.

Wynalazłam – łatki do zaprasowywania. Właściwie – nie łatki, a solidnie powleczone klejem kawałki płótna dostępnego w różnych kolorach. Bawełna, przyjemna dla skóry. Niegruba – jak zwykłe płótno. Żeby się jeszcze nie strzępiła…

Nie strzępi się materiał ucięty pod skosem. To chyba każdy zauważył. Nie strzępi się, bo strzępienie to proces „uwalniania się” nitek nie przytrzymywanych wystarczająco przez inne nitki. Jeśli brzeg materiału jest ucięty pod skosem, to w zasadzie i osnowa, i wątek wciąż się przytrzymują., nie ma nitek luźnych, wyłażących z materiału.

No ale cięcie pod skosem  nie jest zawsze możliwe. No i nie jest ekonomiczne – spore kawałki trzeba odrzucić jako nieużyteczne.

Na pomoc wyruszą- nożyczki tnące w ząbki. Jeśli kroimy nimi wzdłuż nitek – to tak naprawdę linia cięcia jest zawsze pod skosem ;-) Samego cięcia – nie brzeg uciętego materiału. Brzeg przebiega prosto, ale wycięte na nim ząbki tworzą nic innego jak cięcie pod
skosem raz w jedną, raz w drugą stronę. To dlatego nożyczki te są tak przydatne podczas krawieckich zajęć. Zamiast obrzucać brzegi, które mogłyby się strzępić, a nie są zbytnio narażone na uszkodzenie – jak te ukryte po lewej stronie , a przykryte podszewką – wystarczy je przyciąć ząbkowanymi nożyczkami. Ma to też inną zaletę – podczas prasowania zdarza się, że obrzucone owerlokiem czy zygzakiem /więc mocno pogrubione/ brzegi dodatków na szwy
odciskają się na prawej stronie. Dodatki przycięte ząbkowanymi nożyczkami nie mają tego dodatkowego pogrubienia – to sam materiał i nic więcej.

Wycinam łatkę z powleczonego klejem płótna  - łatkę akuratnej wielkości. Troszkę większą niż rejon uszkodzenia. Przyprasowuję ją do lewej strony spodni – trzyma się świetnie, nie trzeba nic przypinać szpilkami ani fastrygować. Obszywam jej kontury prostym ściegiem. /zdj.2/


zdj.2


Potem – szerokim ściegiem zygzakowym wypełniam obrys łatki. Nie za gęsto, nie za rzadko. Na tyle gęsto, żeby w trakcie noszenia tarcie napotykało nitki maszynowe, poliestrowe, które przecierać się nie będą, a nie przenosiło się na nieodporny materiał spodni. 

 zdj.3


Po prawej stronie /zdj.4/ jest to trochę widoczne – w końcu to naprawa, cudów nie ma.


 zdj.4


Ale za to z pewnej odległości /zdj.5/ robi się prawie niewidoczne. Szczególnie dobrze ta metoda się sprawdza na materiałach o skośnym splocie, zwłaszcza jeansach – skośne nitki cerowania gubią się w skośnych nitkach materiału.


zdj.5



Teraz zabrałam się za dresy …



zdj.6



Najchętniej naprawiłoby się to pogłębiając szew, przeszywając nową linie szwu, tak żeby uszkodzenie znalazło się w strefie zapasów na szwy. Ale – jest jedno „ale”. Nogawka spodni stanie się wtedy węższa, więc bardziej niż poprzednio narażona na przeciążenia materiału, naciąganie, przecieranie i pękanie...

Sprawę załatwię podobnie, jak zrobiłam to z poprzednimi spodniami. Nie mogę jednak użyć łatki płóciennej, bo unieruchomię dzianinę, która przecież powinna się rozciągać. Raz, że spodnie będą mniej wygodne, dwa – że na miejscu styku „sztywne – rozciągliwe” będą bardzo podatne na nowe uszkodzenia.

Naprasowałam paseczek rozciągliwego wkładu – sztywnika. Znów ciętego nożyczkami w ząbki. Sztywnik nie jest tak elastyczny, jak spodnie, ale za to bardziej niż płótno. No i jest od płótna delikatniejszy. /zdj.7/


zdj.7



Powtórzyłam manewry z cerowaniem ściegiem zygzakowym – jak na spodnie domowe wynik
końcowy zupełnie mnie zadowala. /zdj.8/. Gdybym spodni nie „podratowała” – długo by już nie posłużyły… A tu zima idzie…


zdj.8



Dodam jeszcze, że płótno z klejem, bo chyba tak należałoby je nazywać, jest przydatne nie tylko w takich sytuacjach. Można z niego wycinać łatki do naszycia na prawej stronie uszkodzonych ciuszków /zwłaszcza dziecięcych/, także tworzyć własne aplikacje. Przez to, że nie jest grube – nawet kilka warstw nałożonych na siebie nie ma jakiejś kosmicznej grubości. Nie strzępi się w trakcie pracy, bo klej nałożony jest naprawdę rzetelnie, a przed obszyciem brzegów i naszyciem gotowej aplikacji można ją naprasować na materiał i w ten sposób darować sobie użycie szpilek, które potrafią - zwłaszcza przy bardziej skomplikowanych kształtach aplikacji i w trakcie mocowania jej w trudniej dostępnych miejscach – nieźle dać popalić…

W przygotowaniu programu udział wzięły:









Z nadmiaru pracy...

$
0
0
Z przerażeniem odkryłam, że to pierwszy post  w tym roku... A to wszystko z nadmiaru pracy.

Najpierw była przeprowadzka.

Potem - szycie dla Opolskiego Teatru Lalki i Aktora. Kostiumy do dwóch spektakli. Dużo przerabiania, dużo szycia od podstaw... Mnóstwo wysiłku, biegania, jeżdżenia... A na dodatek - okazało się, że obie sztuki nie mają jakoś szczęścia do zdjęć w necie, żebym mogła podrzucić linki do tego, co uszyłam... A w dodatku - te najfajniejsze kostiumy w ogóle nie zostały "zdjęte". Mam nadzieję, że z czasem pojawi się coś więcej.

Na razie - projekty Pavla Hubiczki ze strony tekturaopolska i parę zdjęć z gazeta.pl.

"Bajka o szczęściu" miała jeszcze mniej szczęścia...

No a potem rzuciłam się do sklepu. Do fotografowania, opisywania i wprowadzania nowych towarów. Dużo tego przybyło:

- termonina szara i biała w nowych, niższych cenach,
- wkład elastyczny dziany /flizelina elastyczna/ - w nowych cenach, już nie tylko biała, ale i czarna,
- taśma silikonowa do wszywania w szwy ramion - i nie tylko,
- guma na opaski dla dziewczynek małych i dużych,
- dzianina ściągaczowa  w bajecznych kolorach
- fiszbiny metalowe i plastikowe, buski,
- nowe kolory lamówki bawełnianej, taśmy rzepowej i łatek bawełnianych do naprasowania
- trochę galanterii metalowej i plastikowej
- oraz inne drobiazgi, jak pędzelki do czyszczenia maszyny, kreda w pudełeczku z ostrzałką, nawlekacz do igieł maszynowych i tak dalej...












Zapraszam -  na oglądanie i zakupy!



Skarpetnik i klamernik, czyli domowe przydasie

$
0
0
Czy istnieje coś takiego, jak skarpetkowy potwór? Pamiętam sprzed lat sporą przygarść dziecięcych skarpetek pozbawionych pary, czekających na drugą połowę - bezskutecznie...

Od kiedy zaczęłam używać woreczków do prania bielizny - wszystkie nasze skarpetki tworzą szczęśliwe pary, nierozłączne, aż do końca... W woreczkach lądują też biustonosze /ach, te ich haftki powczepiane, ramiączka poskręcane z innymi ciuchami, rajstopy /które zwykle wyciągałam z pralki w postaci kłębu - potworniaka złożonego z wszystkiego niemal, co w bębnie się znajdowało/, a jeśli jest na to sezon - to szaliki, rękawiczki i sweterki włóczkowe /nie rozciągają się w trakcie wirowania/.

Jakoś tak się składało, że woreczki kupowałam - trzeba mieć trochę instynktu samozachowawczego. Jeśli mogłam taki woreczek kupić za 2,50 złotego - to szycie go nie miało najmniejszego sensu.

Ale - przyszedł taki czas, że ostatni woreczek wyzionął ducha przez dziurę, która nie wiadomo jak "się" w nim zrobiła /podejrzewam mściwe haftki/, a do miasta - 9 kilometrów... Bez pewności, że kupię woreczek za śmieszne pieniądze.

Czyli - szyję.

Już w drugim kartonie znalazłam odpowiedni materiał, haftkoodporny, cienki, szybkoschnący. Zanim powieszę pranie - on już wyschnie. I nie wymagający obrzucania. Stary, poczciwy, niezniszczalny dederon. Z innego pudełka wyciągnęłam - o dziwo - pasujący kolorem zamek błyskawiczny, chociaż byłam przygotowana na dowolny zestaw kolorów. Zamek za długi, ale nie szkodzi. Z dederonu wycięłam prostokąt o podwójnej wielkości przyszłego woreczka, plus dodatki na szwy. /zdj.1/

                                                                           zdj.1
 
 
Przyszyłam jedną część zamka, układając go jak na zdjęciu 2.
 
zdj.2
 
 
 
Założyłam stopkę do wszywania zwykłych zamków i dzięki niej szyłam blisko taśmy z ząbkami. /zdj.3/
 
zdj.3
 
 
Drugą część zamka ułożyłam jak niżej:
 

zdj.4
 
I też przyszyłam blisko ząbków. Zamieniłam stopkę na zwykłą i dodatkowo przyszyłam  materiał do zamka, żeby nie mieć kłopotów z "wchodzeniem" materiału w suwak zamka. /zdj.5.
 
 
 
zdj.5
 
Zapięłam zamek, ucięłam za długi koniec równo z brzegiem materiału. Koniec zabezpieczyłam szyjąc rygielek /szeroki zygzak, szycie w miejscu/ - zdj.6
 
 
 
 
 
 
 
 zdj.6
 
Wszywanie drugiego końca zamka też może być kłopotliwe. Akurat szyjąc ten woreczek nie muszę silić się na precyzję, ale... Jak widać na zdjęciu, sumienne zapięcie zamka do samego końca powoduje rozsunięcie się taśm zamka, który na pewno byłby w tym miejscu źle wszyty. /zdj.7/
 
 
zdj.7
 
Cofam suwak zamka, przypinam szpilkami taśmy do drugiej warstwy materiału w takiej odległości od siebie, w jakiej powinny być, zgodnie z drugim końcem zamka /zdj.8/. Ach, od razu powinnam napisać - że będę szyła tzw. szwy francuskie /bieliźniane/, żeby zamknąć w podwójnie przeszywanym szwie końcówki zamka - zwłaszcza tę uciętą. Zatem wspomniane ewolucje odbywają się na woreczku złożonym lewą stroną do środka, szyć będę najpierw po prawej stronie materiału. 
 
 
 


zdj.8
 
 
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. przeszyłam oba boki woreczka po prawej stronie, o połowę bliżej od brzegu niż robię to zwykle /tzn. zostawiając tylko 5 mm zapasu na szew, czyli miejsca od szwu na zewnątrz/ i po zasunięciu zamka jego taśmy tkwią dokładnie tam, gdzie powinny. /zdj.9/
 
zdj.9
 
 
Zszyty wstępnie woreczek wygląda jak na zdjęciu 10.
 
zdj.10
 
 
Wywracam go teraz na lewą stronę. Końcówka z przeszytymi ząbkami zamka jest trochę uparta i prostuje się. Wystarczy mocno przycisnąć ją kciukiem załamując na linii szwu. /zdj.11/
 
 
zdj.11
 
 
Taki zabieg wystarczy, żeby została tam, gdzie chcę /zdj.12/.
 
zdj.12
 
 
Teraz oba boki zszywam jeszcze raz - tym razem szyjąc po lewej stronie woreczka, jednocześnie chowając w szwie brzegi materiału /szyjąc w takiej odległości od brzegu, żeby nie przeszywać wystających krawędzi - zdj.13/
 
zdj.13
 
 
Dość narażony na uszkodzenia będzie ten kawałeczek szwu, który przytrzymuje początek zamka. Do którego się dochodzi zasuwając zamek i za który się łapie, żeby zamek rozsunąć. Przeszywam ten odcinek kilka razy /zdj.14/ .Dodaję też parę szwów tam i z powrotem przyszywając taśmy zamka do zapasów na szwy - na wylot, szyjąc też i po wierzchu woreczka /zdj. 14 i 15/.
 
zdj.14
 
zdj.15
 





No i tak oto wygląda skarpetnik po uszyciu:
 
zdj.16
 
 
Drugą rzeczą, której pilnie zaczęłam potrzebować, było "coś" na klamerki do bielizny. Bardzo lubię wieszać pranie :-) A od kiedy zamieszkaliśmy w domu - wieszanie prania na dworze to po prostu coś dla mnie... Nie mamy jeszcze "parasolki" do bielizny - trzeba dobrze zastanowić się nad miejscem, żeby nie kolidował z innymi funkcjami ogrodu, nie był w pełnym słońcu itp. No i trzeba ten ogród jako-tako zacząć zagospodarowywać. Kwestia - gdzie zabetonować nogę parasolki - musi być odłożona na później. Ale - że mamy na ogrodzie stare drzewa... linka do prania na razie wystarczy.  Plastikowe koszyczki ani typowe woreczki uszyte na "stelażu" z wieszaczka - odpadają, bo trzeba je co chwilę przewieszać. Wolę coś, z czym mogę swobodnie przemieszczać się wzdłuż linki. Myślałam nawet o torbie zawieszanej na szyi, jak chomąto ;-) ale jakoś nie godzi się... No i chciałabym, żeby klamerki nie wysypywały się z tego, żeby "to coś" służyło od razu do ich przechowywania.
 
Wymyśliłam "klamernik", czyli fartuszek z pojemną kieszenią zapinaną na zamek.
 
Materiał - mocno "wintydżowy" :-), cos w rodzaju nie nabłyszczanej satyny bawełnianej, o archaicznej szerokości 80 cm. Urody średniej, więc na nic innego się specjalnie nie nadający.
 
Szerokość materiału określiła mi jeden z wymiarów fartuszka. Skroiłam - część podstawową 80x45 cm, kieszeń 40x25, pasek 160x9 cm i troczek 30x3 cm. To już z dodatkami na szwy. Dołożyłam biały zamek, dłuższy niż kieszeń - ale to nie szkodzi. Kryty, bo kryte mają miększe taśmy - aczkolwiek wszyję go w tradycyjny sposób.
 
zdj.17
 
Boki fartuszka podłożyłam raz /fabryczne brzegi/, dół - dwukrotnie, przestębnowałam dookoła. Pasek z dwóch kawałków zszyłam w jedną całość, troczek zaprasowałam składając go wzdłuż dwukrotnie i przeszyłam, natomiast brzegi kieszeni po prostu obrzuciłam zygzakiem. Owszem, mam owerlok, ale nie szalejmy - nie chciało mi się go wyciągać i  przekładać nici tylko po to, żeby obrzucić kieszonkę fartuszka. Zygzak zrobi to samo, materiał się przecież nie wystrzępi, a brzegi będą schowane w kieszonce.
 
zdj.18
 
 
Czas na uformowanie wypukłości kieszeni. Złożyłam krótsze brzegi na brzegu dłuższym i przeszyłam rogi pionowym szwem 5 cm od czubka rogu. /zdj.19/.


 zdj.19
 
 
Rogi obcięłam i obrzuciłam ucięte krawędzie
 
zdj.20
 
 
Tak będzie wyglądała wypukłość kieszeni - miejsce na masę klamerek.
 
zdj.21
 
 
Brzegi dookoła kieszeni zaprasowałam pod spód.
 
zdj.22
 
 
Już miałam przyszywać zamek /tak samo, jak w skarpetniku/, kiedy mnie tknęło.
 
 
 
zdj.23
 
Dlaczego by nie dodać jakiejś koronki czy czegoś w tym rodzaju? Przecież mam takie zapasy... Wybrałam kawałek haftu angielskiego. Zaczęłam obrzucać surowy brzeg. Po czym szybko wymieniłam stopkę na owerlokową.
 
Kolosalna różnica w jakości obszycia - zwykłym zygzakiem. Na podłej jakości zdjęciu 24 i tak widać, jak płoza stopki podwija strzępki materiału na brzegu i podsuwa je pod igłę.
 
zdj.24
 
 
A na następnym starałam się uchwycić, jak zielona nitka przekładana jest przez igłę ponad podłużnym przęsełkiem stopki, dzięki czemu szyty ścieg jest luźniejszy.
 
zdj.25
 
 
Na zdjęciu 26 - różnica w obrzuceniu. Ten sam materiał, te same nici, te same ustawienia maszyny. Ścieg po lewej jest węższy, bo nitka jest bardziej napięta, bo materiał nie stawiał wystarczającego oporu. Przez to sam materiał jest też ściągnięty wzdłuż brzegu. Po prawej - zygzak szyty z użyciem stopki do ściegu owerlokowego. Ścieg jest szerszy, nitka luźniejsza, a strzępki są schowane pod spód i "okręcone" nitką. Trzeba zapamiętać, że po lewej stronie materiału wygląda ładniej.
 
 
 
zdj.26
 
 
W sumie okazało się, że i tak niepotrzebnie obrzucałam brzegi taśmy ;-) Ma dość mało zapasu na szew i musiałam ją wszyć dość płytko. Przyszyłam taśmę zamka do kieszeni i jej szerokość była wystarczająca, by ukryć pod nią zapasy - taśmy i kieszeni. Skrupulatnie to wykorzystałam, przyszywając taśmę drugim szwem.
 
zdj.27
 
 
Zapięłam zamek, ucięłam za długą końcówkę, zabezpieczyłam zamek rygielkiem i zaznaczyłam szpilką środek szerokości kieszeni. /zdj.28/
 
zdj.28
 
 
Troczek przyszyłam od strony wewnętrznej - obie jego końcówki w tej samej odległości od środka szerokości fartuszka.
 
zdj.29
 
 
Drugą taśmę zamka przyszyłam do fartuszka - w granicy dodatku na szwy, więc nie stresowałam się jakością szwu. Grunt, że środki kieszeni i fartuszka pokrywają się.
 
zdj. 30
 
 
Podłożyłam zapasy na szwy kieszeni, przypięłam równo szpilkami i przyszyłam kieszeń do fartuszka.
 
zdj.31
 
 
Pora na pasek. Przyszyłam jedną jego stronę do fartuszka - prawą do prawej. Potem odwinęłam pasek prawą do prawej i przeszyłam jego wolne końce kończąc szew u nasady fartuszka,  jak na zdj.32.
 
 


zdj.32
 
Potem zostało już tylko przyszyć drugą część paska, szyjąc po prawej stronie i stębnując przy okazji pasek.
 


 zdj.33
 
 
Tak się prezentuje gotowy klamernik. Troczek przyszyty pośrodku będzie służył do zawieszania go po skończonej pracy - na dworze na drzewie, w domu - jeszcze nie wiem gdzie. A może po prostu - z zapiętą kieszenią, chroniącą klamerki, będzie leżał gdzieś w ukryciu i czekał na następne pranie?
 





 

 

 
 


Zwężanie spodni w pasie - czyli o rolowaniu na dwa sposoby

$
0
0
 
Cisza od marca do października...
Tego się właśnie obawiałam, zaczynając zabawę z blogowaniem.
Cóż, albo ma się co robić - albo ma się wolny czas. A miałam co robić. Mnóstwo szycia,
ale terminowego i nie dla siebie, więc nie było na tyle swobody, żeby przetworzyć to
na jakikolwiek wpis do bloga. Nie powiem, naciski z różnych stron były - nawet i dziś :-)
Powie ktoś - jak to nie miałaś czasu, skoro i na forach, i gdzie tylko możesz - wciąż ciebie pełno?
Od czasu do czasu trzeba wziąć głębszy wdech i odpocząć. Samym szyciem człowiek 
nie żyje przecież...
Nawet żeby uszyć coś dla siebie czasu nie było...
Tyle tylko, że kupiłam sobie ostatnio spodnie - które tradycyjnie są za luźne w pasie,
więc wymagają obróbki. Ponieważ zdarzyło się, że obróbka nastąpiła w dość korzystnych warunkach czasowych - są zdjęcia, będzie i treść.
No to start.
Pozycja wyjściowa - to jeansowe spodnie o klasycznym dla tego materiału kroju,
z karczkiem z tyłu i nielubianym przeze mnie, "ślimakowo" założonym szwie na środku tyłu. Nielubianym, bo nieprzyjemnym w przerabianiu, a był czas, że sporo się przy takich szwach nagrzebałam. Dobrze chociaż, że jeans nienajgorszy do szycia, miękki, z elastanem
/co zwiastuje późniejsze kłopoty z rozciągającym się paskiem.../.
Będę "zbierać" spodnie na tym szwie i zwężać nad nim pasek. Ustaliłam sobie ile centymetrów muszę się pozbyć.
 
 
 
zdj.1
 
 
Na zdjęciu 1 - rozprute, co należało rozpruć, odpruć i wypruć. Szlufka na środku paska, wszywka bawełniana, plakietka ze spodni /nie będę jej naszywała z powrotem, nie zależy mi na niej/, pasek dość szeroko na środku tyłu i szew - dość głęboko w dół. Głęboko i szeroko - bo ma mi być później wygodnie obracać, wkładać pod maszynę i robić jeszcze cokolwiek trzeba - a naprawdę wygodniej jest, kiedy ma się więcej miejsca.
 
 
 
zdj.2
 
 
Oto w skrócie anatomia szwu i kolejność zszywania - na podstawie oryginału. Obie strony złożone są ze sobą nie brzeg do brzegu, a z około 8-milimetrowym przesunięciem - i tak zszyte. /zdj.2/
 
 
 
zdj.3
 
 
Następnie wystający brzeg został założony na drugi, kryjąc w sobie wolną krawędź materiału /zdj.3/.
 
 
 
zdj.4
 
Tym samym okręcającym ruchem, dalej w tą samą stronę, druga krawędź została ukryta
w ten sam sposób. /zdj.4/
 
 
 
zdj.5
 
 
Dzięki temu po lewej stronie też nie widać brzegów materiału. /zdj.5/. Cały ten rulonik
czy rolada z materiału została przeszyta dwoma szwami - stanowiącymi jednocześnie dekoracyjne stębnowanie.
Z pewnością w zakładach produkcyjnych całe to rolowanie i szycie odbywa się przy jednym podejściu, korzystając ze zwijającej materiał stopki, ale my musimy się męczyć "na raty".
Trzeba zwęzić spodnie na tym szwie. Zwykle w tym momencie jest się troszkę zdezorientowanym właśnie z powodu asymetrii złożenia - gdzie właściwie i ile na którym
z brzegów mam ciąć?
 
 
 
 
zdj.6
 
 
Na obu brzegach po tyle samo. Składam obie połowy spodni ze sobą ignorując przesunięcie na szwie. Obcinam tyle, o ile mam zwęzić spodnie. Oczywiście, dzieląc tę miarę
na pół :-) /zdj.6/


 
 
zdj.7
 
Najpierw robię pierwszy szew - przesuwając sumiennie krawędzie względem siebie.
Nie muszę się silić na idealne doszycie do samego końca nadprucia - przecież stopka maszyny mnie tam nie dopuści, a szew będzie jeszcze zabezpieczony po wierzchu. Usiłuję wskazać tę przerwę ołówkiem - może widać? /zdj.7/.
 
 
 
zdj.8
 
Pierwsze zawinięcie - przeszywam je sobie dla wygody. /zdj.8/. Potem zawijam drugi raz - teraz już tylko przyprasowując żelazkiem. W tym momencie często powstaje dylemat -
bo nasze amatorskie szwy nie chcą pięknie spotkać się z fabrycznymi szwami... no właśnie... których nie ma...  Bo przecież spodnie opuściły fabrykę przeszyte z tyłu
dwukrotnie, a my zrobimy aż cztery szwy. I do tego to rzekome "niedoszycie"
z poprzedniego zdjęcia...
 
 
zdj.9
 
 
Rzekome, bo u mnie u góry spodni szew jest na linii zetknięcia się obu części spodni,
a w wydaniu fabrycznym - pod pierwszą stębnówką z prawej, czyli jakieś półtora milimetra dalej w lewo.
 
Ale grunt, żeby pod żelazkiem ładnie się wszystko zeszło, a materiał naturalnie się układał. Siłą rzeczy na przestrzeni paru centymetrów trzeba lekko przesunąć wierzchnią część spodni na dolną, tworząc coś w rodzaju fałdki o kształcie klina, mającego dołem wspomniane półtora milimetra głębokości.
Wtykam tam ołówek, żeby unaocznić. /zdj.9/. Dziury tam żadnej nie będzie, przecież jest zaszyte, a będzie jeszcze przestębnowane.
 
 
 
zdj.10
 
 
No i przestębnowane dwukrotnie /zdj.10/, nicią do dekoracyjnego stębnowania jeansów - grubszą   niż standardowe nici do szycia, o luźniejszym splocie. Igła do jeansu jest do niej przystosowana - ma nieco większe oczko niż igła "zwykła", dzięki czemu szyje się nią bez kłopotu. A odcień - lepiej dobrać troszkę bardziej wyrazisty, jaskrawszy niż ten na reszcie spodni, zwłaszcza jeśli były fabrycznie spierane. Po pierwszym praniu jeans puści trochę barwnika i nitka też go złapie, przytłumiając kolor /jak ma nie puścić, skoro przerabiając spodnie dłonie mam nim ufarbowane? /
A moja rada na szycie po zgrubieniach takich jak szew łączący karczku? Wydłużenie ściegu w momencie wchodzenia na wypukłość i szycia po niej. Maszyna płynniej sobie poradzi, a długość szwów będzie zachowana. Wolę to niż zmianę docisku stopki,
bo w większości maszyn regulator docisku stopki nie ma skali gradacji stopnia nacisku - żadnego "od 1 do 5", kręci się nim "na oko"i trudniej wrócić do poprzedniego ustawienia. Regulator długości ściegu ma taką skalę, w wielu maszynach poza tym czuje się przeskakiwanie regulatora podczas kręcenia nim i można sobie policzyć o ile "cyknięć" został przesunięty - i ile trzeba przekręcić, żeby wrócić do poprzedniego stanu.
Od razu widać, o ile muszę zwęzić pasek. Pasek składający się z dwóch warstw zszytych ze sobą kolorową stębnówką. Po jej wypruciu i odpruciu paska od spodni od razu rozwarstwił się na dwie połowy. To dobrze, łatwiej szyć :-)
 
 
 
zdj.11
 
 
Żeby przeciąć wierzchnią część paska na samym środku tyłu spinam go szpilką nad szwem środka tyłu, składam na pół i przecinam. /zdj.11/.
 
 
 
zdj.12
 
 
A oto dlaczego napisałam, że pasek będzie łatwiej szyć. Bo spodnia warstwa paska będzie miała szew w innym miejscu - przesunięty o mniej więcej 2 centymetry względem szwu na wierzchniej warstwie. /zdj.12/ Będzie mniej warstw do przeszycia /z litości dla maszyny/, a gotowy szew będzie znacznie mniej wypukły. Pamiętajmy, że zostanie jeszcze szlufka do naszycia!
 
 
 
 
zdj.13
 
 
Nadmiar materiału obcięty, paski zszyte - każdy osobno, prawą do prawej, zapasy szwów
rozprasowane jak należy. /zdj.13/


 
zdj.14
 
Zostało tylko zszyć obie warstwy paska - najpierw górną krawędź, potem podłożyć od dołu szlufkę, przyszyć ją na dolnym brzegu, wsunąć górną krawędź spodni między warstwy paska, zszyć razem, przyszyć górny brzeg szlufki. To wszystko - stębnując nicią do jeansu. I gotowe /zdj.14/
 
Ale czy na pewno? Jeans jest elastyczny, na pewno pasek będzie się rozpychał przy siadaniu - i spodnie będą zjeżdżały w trakcie chodzenia...
No i tak oczywiście jest. Muszę zakładać pasek, a nie przepadam za tym... Czyli - przede mną nadpruwanie paska i wsuwanie w niego sztywnika...
Oczywiście - bez skrócenia nogawek też się nie obyło.

Czyli - w sumie - żeby spodnie na mnie pasowały - przerobię chyba z połowę szwów :-)

Czy tak na sto procent "kupiłam gotowe spodnie"? :-) Czuję się trochę wyrolowana :-) Jak ten szew :-)
 

W programie udział wzięły:


- igły do jeansu

 


Nowiny spod lady

$
0
0
Dawno już nie pisałam o tym, co dzieje się w sklepie...

A dzieje się - wbrew pozorom. Sporo nowości, a będzie jeszcze więcej :-)

Na co by tu zwrócić Waszą uwagę...





Na taśmy odblaskowe - do przyszywania. Raz - że prawo obliguje nas do stosowania takich właśnie form podkreślenia naszej obecności na drodze, dwa - że przecież zdrowy rozsądek powinien być tym, co nami kieruje. Tak wiele osób czynnie uprawia sport - mnóstwo moich bliższych i dalszych znajomych biega niemal codziennie, jeździ na rowerze /podziwiam, szczerze podziwiam/... Co prawda sezon rowerowy się niemal skończył - ale są między nami twardziele, a wielu cyklistów na okres zimowy przerzuci się właśnie na bieganie. A że biega się nie tylko w rzęsiście oświetlonych miejscach... A że zmysł praktyczności nakazuje wdziewać ciemną odzież - zwłaszcza spodnie...

Dzieciaki - to inna para zimowych kaloszy... Co prawda coraz rzadziej widuje się dzieci spacerujące bez opieki dorosłych, ale co to za przeszkoda dla maluchów. Czasem nie do upilnowania, kręcą się tu i ówdzie, nawet trzymane za rękę potrafią oddalić się na jakąś niewiarygodną odległość - wydawałoby się, że dłuższą niż suma własnego i rodzicielskiego ramienia. Nawet dzieci "miejskie" - zdawałoby się - pod kontrolą i w  oświetlonych miejscach - nie są tak do końca bezpieczne. Pomyślmy na przykład o zatłoczonych parkingach, na których kierowcy skupieni są raczej na wyławianiu wzrokiem wolnego miejsca jak  najbliżej wejścia do sklepu czy kina, niż na rozglądaniu się, czy przypadkiem jakiś rozbrykany szkrab w kurteczce moro i szarej czapce nie pędzi już w sobie tylko znanym kierunku...

Szyjąc zimowe kurtki i kamizele, dziergając na drutach czapki, rękawiczki i szaliki pomyślmy zawczasu o wkomponowaniu w nie - jeśli nie obwódki, to chociaż krótkich odcinków odblaskowej taśmy. Dla własnego bezpieczeństwa, dla bezpieczeństwa naszych bliskich, dla odrobiny spokoju... A ta czarna taśma jest o tyle fajna, że to właściwie dwustronna tasiemka - wystarczy uciąć kawałek, związać supełki na końcach - i mamy wstążkę do przywiązania gdziekolwiek - choćby na uchwycie plecaka czy damskiej torebki, żeby było i fajnie, i bez wysiłku, i widzialnie...

Co jeszcze mam? Do kolekcji taśm stabilizujących brzegi dodałam najtwardszego zawodnika, taśmę która powstrzyma przed rozciąganiem, wyciąganiem i deformacją brzegi nawet najbardziej narażone na przeciążenia. To taśma flizelinowa z naszytą wzdłuż środka dodatkową tkaną tasiemką. A naszyta wzdłuż brzegów rewersowych kołnierzy /tzw. "klap" czy "wyłogów"/ - pięknie podkreśli ich brzeg.




Dodałam też taśmę do podkładania brzegów - naprasowywaną żelazkiem. Pierwszą pomoc, gdy trzeba szybko naprawić odprute podłożenie. Rzecz nie do zastąpienia, kiedy zależy nam na podłożeniu bez widocznych szwów. I wielką pomoc - gdy pocięta na krótkie odcinki pomaga utrzymać na miejscu naszywaną aplikację czy odwijające się uparcie odszycie.




Gumy - czarną i białą - oferuję w szerokości do 4 cm, uzupełniłam wybór plastikowych zatrzasków /są naprawdę świetne, polecam!/, dodałam nowe kolory tanich a bardzo dobrych jakościowo nici, trochę nowych zamków...

I obiecuję - będzie więcej. Już wkrótce.

Nowiny spod lady - po raz kolejny

$
0
0
Ufff... Chyba w końcu przekopałam się przez wszystkie zaległości i tuż przed końcem roku i inwentaryzacją udało mi się wprowadzić do sklepu wszystko to, co leżało, zalegało i prosiło się o zainteresowanie...

A cóż to między innymi?

Między innymi to, o co były zapytania - na przykład elastyczne lamówki w paru kolorach. Taką lamówką wykańczałam dekolt w pewnej sukience.

Postanowiłam spróbować jak się przyjmą taśmy zamkowe kupowane na metry i oczywiście dopasowane do nich kolorystycznie akcesoria.

Dodałam trochę dzianin ściągaczowych - między innymi takie naprawdę mocne i solidne, nadające się do bluz i kurtek.

Przybyła wydzierana w obie strony włóknina do haftu.  Nie tylko dla haftujących maszynowo. Z uwagi na swoje właściwości może być stosowana w przypadkach, w których "normalnie" podkłada się papier pod szyty materiał - męcząc się z dzianinami /zwłaszcza obszywając dziurki - zwijają się jak w bólach gdy tylko się je przetnie, bo maszyna "drobiąc"ścieg rozciąga dzianinę/, zakręcając na narożnikach kołnierzyków i mankietów /im delikatniejszy materiał - tym trudniej powstrzymać wpychanie narożnika pod płytkę ściegową, szycie staje się czasem prawie niemożliwe, a co tu dopiero mówić o jakości stębnowania.../. W wielu jeszcze sytuacjach podkładamy papier - i potem albo męczymy się z wydarciem go, albo rozrywamy przy tym szwy, albo zostają strzępki, które trzeba starannie i mrówczo skubać pincetką... Włóknina jest sztywna jak papier, ale znacznie łatwiej, "miękko" się rozdziera i można ją bez kłopotu usunąć.

O potrzebie stosowania odblaskowych elementów nie będę już pisała - ale przywędrowały dodatkowo aplikacje - samochodziki, zajączki i ślady psich łapek, pięknie odbijające światło.

Guziki do samodzielnego obciągnięcia materiałem - nie dość, że to piękny, klasyczny detal, nierzadko dający efekt dużo lepszy niż jakikolwiek gotowy guzik, to może uratować sytuacje, kiedy to naprawdę nie sposób dobrać guzików nie psujących urody np. świeżo uszytej bluzki. Guziki nie pasujące odcieniem to czasem katastrofa, a tymczasem jest inne wyjście - zrobić guzik z materiału, z którego się szyło. Poza tym - detal w postaci takiego a nie innego guziczka może "usprawiedliwić" wprowadzenie dodatkowego koloru gdy na przykład doszywa się elementy z innego materiału. Sama kiedyś tak zrobiłam - do kupionej za grosze, a za krótkiej spódnicy doszyłam falbankę w zakładki z materiału w kratkę, a guziki na kieszeniach zastąpiłam samodzielnie obciągniętymi tą samą tkaniną w kratkę. I spódnica przestała wyglądać jak przedłużana - wygląda to teraz tak, jakby takie było zamierzenie od samego początku.

A na koniec...

Genialna w swojej prostocie miarka z suwaczkiem - raz zaznaczysz np. odległość między dziurkami na guziki - i potem pożegnaj się z wpatrywaniem w podziałkę. Rach-ciach - odkładasz tę samą długość ile razy chcesz... Nie mówiąc już o odmierzaniu zapasów na szwy - na przykład tych dłuższych, na podłożeniach... O wymierzaniu głębokości fałdek... Raz zmierzone - potem tylko zaznaczać te same odległości.

Zestaw rurek i patyczków do przeciągania tunelików - nic dodać, nic ująć... Wygodniejsze /przede wszystkim - dłuższe/ niż używane przez wielu rurki z długopisów ;-) A samo stosowanie takich przydasi - to naprawdę wielka przyjemność. Szczególnie gdy do przeciągnięcia mamy tunelik uszyty np. ze sztruksu albo weluru... Szorstkość i "zacieranie się" materiału doprowadza często do wcale nie krawieckiej pasji, wściekłości, płaczu i zrywania szwów. Tymczasem dość śliska rurka i solidny patyczek, dopasowany średnicą, zupełnie niwelują tarcie włosia czy nawet nitek splotu materiału o siebie i coś, co trwałoby kilkanaście minut - trwa chwilę. W dodatku tunelik wysuwa się niezniszczony i nierozczochrany.

Klej do strzępiących się brzegów - jeden odłożyłam już dla siebie ;-) Tyle się o nim naczytałam, że musiałam go mieć ;-) Do dziurek, do rogów - i do sklejania obciętych końcówek nici z owerloka. To było moje "muszę go mieć".

Bardzo interesującym gadżetem ułatwiającym pracę wszystkim tym, którzy nie mają jeszcze odwagi kroić materiał dodając zapasy na szwy tylko "w myśli" jest radełko podwójne, a dokładniej - kombinacja radełka i kredowego "ołówko-długopisa". Radełko przesuwam dookoła brzegów wykroju, odciskając na materiale linię szycia, a marker "sam" wyrysowuje linię zapasu na szew - i cięcia materiału. W sumie - to jeśli szyję spodnie, płaszcz, spódnicę czy coś innego, co powinno mieć dodane większe dodatki - to przecież też odmierzam parę razy szerokość zapasu, żeby na całym obwodzie była taka sama... A wystarczy ustawić szerokość na poprzeczce radełka - i wio! No i oczywiście - samą "myszkę" czyli kredowy marker można wykorzystywać solo - jak każdą inną kredkę czy mydełko krawieckie...

No i wreszcie - coś, o co pytała A W-A w komentarzu do poprzedniego wpisu... Cytując:
"A jest albo bywa dostępna taśma do podkładania brzegów, która później rozpuszcza się w praniu? Taka ułatwiająca samo szycie..."

Szukałam i znalazłam. Nie taśmę co prawda, ale wodorozpuszczalny klej do tkanin. Coś tam ci się odwija złośliwie, nie chce się ułożyć, fastrygowanie nie zawsze się sprawdza - bo trzeba by było ściubić gęsto, a potem strach wypruwać, jeśli szyło się z musu po fastrydze. Albo taki na przykład dół spódnicy z koła czy zaokrąglone rozcięcia w tunice... Nawet sfastrygowane rozciągną się pod stopką maszyny. Poprzednio radziłam klej w sprayu - ale to niezbyt wygodne do wąskich podłożeń... Tymczasem wystarczy przeciągnąć klejowym pisakiem, docisnąć, a jak wyszło nie tak - przeprasować, odkleić, poprawić. Przeszyć, wyprać - klej znika, szycie wyszło świetnie bez fastrygi... Ciekawy, naprawdę ciekawy produkt.

Jeszcze inne drobiazgi się znalazły -  sentymentalne przywieszki biżuteryjne dla szyjących i dziergających /w kształcie maszyny do szycia, nożyczek i kłębka włóczki/, zamki kryte rozdzielcze, zamki dwusuwakowe...

Zapraszam zatem - i obiecuję sobie, że zacznę w końcu szyć :-) Trudny, pracowity miałam rok, ale może wreszcie trochę odsapnę... Czego i Wam życzę.



Rzutem na taśmę w starym roku - domek dla kota

$
0
0
Koty mamy dwa. O dwóch różnych charakterach. Jeden z nich jest zadzierzystym zawadiaką, drugi - bardziej wycofany... Jeden lubi zdobywać nowe terytoria...



... a drugi żeby mieć spokój śpi za kanapą, wciśnięty pod ścianę.

Domek się należy - przynajmniej jednemu.

No to uszyłam. Napstrykałam zdjęć, będzie post z opisem szycia i z wytknięciem błędów, które zrobiłam :-) Już mam mniej więcej wyobrażenie, co powinnam zrobić inaczej.

Bo domek - stojąc sobie swobodnie - wygląda tak:


Po oblężeniu i walce - silniejszy /a może raczej - bardziej cierpliwy?/ korzysta z ruin - ale grunt, że korzysta :-) Ruiny uda się zrekonstruować, co tam.  Mam nadzieję, że skończy się spanie za kanapą...

 
 
Czyli już wiadomo o czym będzie pierwszy post w Nowym Roku, który oby był dla wszystkich lepszy od poprzedniego!
 


Jak tu zacząć na nowo i nie dać się wykończyć...

$
0
0
Jak tu zacząć na nowo... :-)

„Po długiej i ciężkiej chorobie...” Oj, brzmi jak nekrolog, a ja się postanowiłam „tam” jeszcze nie wybierać... Roku, który za mną, nie da się wymazać z kalendarza i z pamięci,

ale patrzmy przed siebie, nie w tył...

W każdym razie wracam do bloga. Wszystko na to wskazuje, że skończyły się wymówki.
Póki co – nie szyłam sama, pokazywałam palcem, pomagałam upinać, podtrzymywałam na duchu /tego ostatniego było chyba najwięcej :-) /.


Szyła Młoda Adeptka, czyli w skrócie M.A. Kroiła, szyła, psuła i naprawiała. Grunt że się udało uratować sukienkę dla Jeszcze Młodszej /J.M./.


A zaczęło się tak...


Wykrój na tunikę z Ottobre. I tu od razu uwaga...


Stara, dobra Burda, Knipmode czy Boutique przy wskazaniu materiału użytego 

do wykonania danego modelu – jeśli zachodzi potrzeba szycia wyłącznie z dzianin – 
w opisie zawierają ostrzeżenie „Model szyć wyłącznie z materiału elastycznego”. Albo coś w ten deseń. Nie znam włoskiego ani niderlandzkiego, ale zapala mi się czerwone światełko na widok słów w rodzaju „esclusivamente con il tessuto sopraindicato” albo „dit model is aleen geschickt voor rekbare stof”. Nawet nie znającemu języków – no dobra, obiłam się kiedyś o łacinę, nieco mocniej o niemiecki i mogłam sobie przez porównanie „przetłumaczyć” - więc nawet nie znającemu języków te zwroty sugerują, żeby absolutnie nie próbować szyć tego ze stabilnych tkanin...

W Ottobre takich wskazówek brak. Co jest wielkim minusem. Trzeba się raz sparzyć, żeby się przekonać, że jeśli w Ottobre coś jest uszyte z dzianiny rozciągającej się w granicach

30 % - to nie wolno brać w ręce niczego innego. /W Burdzie zdarza się, że model zamieszczony w czasopiśmie jest uszyty np. z dzianiny, ale inne dopuszczalne materiały nie muszą być elastyczne, bo konstrukcja na to pozwala.../

Sparzenie się polegało właśnie na tym. Na skrojeniu tuniczki z tkaniny, nie z dzianiny. 

Do tego doszła nadmierna skłonność do cyzelowania /”zaczęłam wyrównywać, bo chyba krzywo skroiłam”/, która doprowadziła praktycznie do ścięcia zapasów szwów tyłu... Czyli odjęło to kolejne 2 cm... Do tego – zapas na szwy został skrojony w wielkości połowy szerokości stopki, nie standardowego centymetra /”bo wygodniej mi się szyje, kiedy brzeg stopki sunie po brzegu materiału”/ - czyli straciłyśmy możliwość poszerzenia tuniki 
o brakujące 2 cm, o które mogłybyśmy „odchudzić” zapasy...

Przymiarka na JM – katastrofa. Wąska, ciasna rura, podnosząca się na kuperku wzbogaconym o pieluszkę, a przez to wpływająca bardzo niekorzystnie na „łezkę” zapięcia z tyłu. Garb z materiału i tyle...


„Ja to wyrzucę chyba”. Kurczę, po to trzymałam ten kawałek materiału przez 20 lat, żebyś go teraz wyrzucała? Po moim trupie... :-)


„Spróbuję zrobić z tego koszulkę i utnę dół.” No i co to dało? Zupełnie nic... Dalej kicha, leży jak leżało...


„Wyrzucę”. Jeszcze czego...


Zaczynamy ratować...


W boki wstawimy kliny z innego materiału, dół doszyjemy z powrotem do góry, zasłonimy to
koronką, którą ozdobimy też i dolną krawędź... Przy okazji odetniemy zapasy szwów dekoltu i łezki, bo wykończone mają być lamówką ze skosu, więc zapasów tam być nie może.
Aplikacja naszyta na samym początku zmagań, kiedy wydawało się, że co tam, taka prosta
tuniczka... /zdj.1/



zdj.1

Kliny w kształcie prostokąta zostały wszyte tak, żeby górna krawędź klina wystawała jakieś 2-3 cm powyżej dolnego punktu pachy. Zostaną później rozłożone na boki i zależało nam na tym, żeby obszywając pachy lamówką złapać w całości i klin. /zdj.2/



zdj.2


O to właśnie chodziło. Kliny po spięciu wypełniły pachę, wytniemy za chwilę nadmiar materiału. Kliny muszą na górnej krawędzi mieć taki kształt, jak otwór pachy. A tak było najłatwiej do tego dojść. /zdj.3/



zdj.3

Więcej zdjęć M.A. nie zrobiła. 


Po przymiarce na JM okazało się, że wszycie klinów uratowałosukienkę. Po wielu „nie dam rady”, „to się nie da”, „szyłam jak po jeżu” /to z powodu ilości szpilek :-)/, „nie wyjdzie mi”, „krzywo zszyłam”, „chyba schrzaniłam” oraz ostatecznym "albo ja ją wykończę, albo ona mnie", po dodaniu „półrękawków”, wykończeniu pach i obszyciu dekoltu i łezki lamówką – jest sukienka :-) /zdj. 4 i 5/. Miała swoją premierę na urodzinach Babci :-)



 zdj.4

zdj.5

Dumna jestem z mojej M.A. :-) Z jej uporu i determinacji. :-) Cała ja... :-)

Jaki jest wkład wkładu - czyli o tym, czego po uszyciu nie widać...

$
0
0
Wkłady, sztywniki, flizeliny. Tkane, włókninowe. Z klejem i bez. Odzieżowe i dekoracyjne. Po co one, na co one, po co życie utrudniać...

Właśnie - nie utrudniać, a ułatwiać. 

Parę chwil dodatkowej pracy  po to właśnie, żeby później mieć ułatwione.

Nimi się właśnie zajmę. To będzie część pierwsza.

Bardzo często, niemal w każdym opisie szycia, znajdujemy informację o potrzebie użycia wkładu. Czyli inaczej sztywnika. Te dwie nazwy są najbardziej ogólne i w sumie powinny być najpopularniejsze. A tymczasem - najbardziej popularna jest nazwa "flizelina". Tyle że flizelina to tak naprawdę nazwa własna produktu firmy Freudenberg, produktu o nazwie "vlieseline", nazwa spolszczona. Produkt doczekał się oczywiście konkurencji, został skopiowany przez innych ale nazwa się do niego przykleiła tak, jak "adidas" do butów sportowych. Mówiąc "flizelina" zawężamy się do produktów włókninowych, nie-tkanych /non-woven/, produkowanych trochę jak papier czerpany i trochę jak ten papier wyglądających. Chaotycznie poukładane włókna, tworzące coś w rodzaju ni to arkusza, ni to pasma materiału, może kojarzącego się z filcem... Nie mającego kierunku jak tkanina czy dzianina, nie rozciągającego się ani wzdłuż, ani w poprzek, ani po skosie. Mnącego się jak papier i przypominającego papier swoją strukturą.

Szczerze mówiąc - takie flizeliny chyba odchodzą do lamusa, właśnie przez te cechy papieru. Jeśli bowiem podłożyć nimi tkaninę - ona częściowo te cechy przejmie, a to jest rzadko pożądana cecha /może z wyjątkiem działań o charakterze artystycznym, haute couture czy scenicznym/. W pogoni za różnymi cechami, nieraz dziwnymi, nieraz niecodziennymi - wybór wkładów rośnie i rośnie...

Dziś zajmę się dwoma - "na tapecie" termonina przeszywana oraz włóknina puszysta z klejem. Tym, jak wpływają na cechy materiału i jak go zmieniają.

W sumie - jedno i drugie to termonina, czyli włóknina z klejem, przygotowana do przyprasowywania do materiału. Ale jak się różnią!


zdj.1
 
 
Na zdjęciu 1 mamy wiszące swobodnie trzy kawałki zwykłej bawełnianej tkaniny pościelowej. Pierwszy z lewej - niczym nie potraktowany, środkowy - z przyprasowaną jedną warstwą termoniny przeszywanej, a skrajny z prawej - jedną warstwą włókniny puszystej z klejem.
 
Widać różnicę - kawałki materiału inaczej się układają, "czysty" wisi zupełnie luźno, środkowy nieco trzyma fason, a ten po prawej - jest niemal zupełnie rozłożony.
 
Następne zdjęcia przedstawiają te same kawałki materiału trzymane w ręku, starałam się utrzymać tę samą pozycję, podpierając kwadrat materiału na wyprostowanych palcach, przytrzymując go kciukiem. Pozwalając mu ułożyć się swobodnie i naturalnie. Przeszycia /mam nadzieję/ pomogą ocenić stopień zwijania się próbki.
 
 
zdj.2
 
 
Zdjęcie 2 - próbka kontrolna, sama tkanina bez dodatków. Zwisa sobie luźno, nie jest ani gruba, ani cienka, taka sobie. 
 
 
 zdj. 3
 
Próbka z termoniną przeszywaną - wciąż miękko się układa, ale już nie tak "flakowato", materiał zaczął trzymać fason. I temu właśnie termonina służy. Poprawia wygląd gotowej rzeczy. Nie jest gruba, więc nie nadaje się do stosowania w grubych, zimowych płaszczach czy kurtkach, ale do lekkich i średnich tkanin - jak najbardziej. Żakiet z przodami podprasowanymi termoniną będzie miał bardziej elegancki wygląd - będzie się mniej miął i gniótł, więc dłużej będzie wyglądał świeżo. Materiał nie będzie miał skłonności do przywierania do ciała, będzie lepiej trzymał swój własny fason, a dzięki temu - o ile żakiet został dobrze dopasowany /co nie znaczy "przy ciele!"/ - pomoże ukryć wady sylwetki i podkreślić jego zalety. Mankiety i kołnierzyki "podrasowane" termoniną będą trzymały kształt w naturalny sposób, bez sztywności nakrochmalonej koszuli. Dzięki temu, że termonina jest cienka, ale jest gęsto przeszyta mocnymi lecz cienkimi nitkami - nie dodaje materiałowi dużej sztywności, a na skosach czy wyłogach zachowuje się jak tkanina, układając się miękko i wypukle. Dzięki swojej lekkości nadaje się do podklejania odszyć dekoltów, wzmacniania okolic pachy, do cięcia z niej skośnych i prostych taśm formujących do stosowania na brzegach podkrojów, pach i krawędziach podłożeń. Może być stosowana jako zabezpieczenie przed wystrzępianiem materiału w trakcie szycia ciętych kieszeni czy odszywanych dziurek. Oczywiście, można ją również stosować szyjąc nie tylko odzież, ale i wszelkiego rodzaju akcesoria czy zabawki.

 
zdj.4
 
Na 4 zdjęciu - taki sam kawałek płótna podklejony wkładem puszystym. Układa się zdecydowanie większym fałdem, wciąż miękko i naturalnie. Materiał zyskuje na objętości, nie wygląda już jak zwykłe płótno, a robi wrażenie bardziej mięsistego i jest wciąż przyjemny w dotyku, a raczej "w chwycie". Nie ma nic z "kartonowatości", wciąż pozostaje miłą w dotyku tkaniną.Ten efekt wykorzystuje się w szyciu męskich marynarek, przyklejając puszystą włókninę do sztywnych wkładów tkanych w okolicy piersiowej marynarki. Sztywny, typowy wkład krawiecki mógłby być wyczuwalny przez wierzchni materiał, wywołując nieprzyjemne, odpychające wrażenie. Oczywiście, można go stosować nie tylko do szycia odzieży - świetnie się sprawdzi w szyciu różnego rodzaju akcesoriów i dodatków - od wkładki do wózka przez etui na druty i szydełka po nerki, kosmetyczki i torebki. Dzięki temu, że można go przyprasować do materiału - nie ma konieczności naprasowywania go na zapasy szwów. Kroimy z włókniny elementy np. torebki bez zapasów na szwy i łączymy żelazkiem z materiałem wierzchnim albo podszewką /zależnie od upodobania albo efektu, na którym nam zależy/.  Dzięki temu szycie będzie przebiegało tylko po warstwach "właściwego" materiału, pod stopką maszyny będzie znacznie mniej grubo, niż gdyby szyć przez wszystkie warstwy.
 
Tyle na razie. Będzie więcej :-)


 

Banalne nawlekanie igły? Bynajmniej... :-)

$
0
0
Jakiś czas temu zauważyłam, że sposobem na niesforne, plączące się i uporczywie zrywające nici maszynowe jest przełożenie szpulki z nićmi w maszynie. Mam na myśli górną szpulkę. W maszynie z trzpieniem na szpulki ustawionym poziomo - trzeba przełożyć szpulkę "tyłem do przodu", a w maszynie z trzpieniem ustawionym pionowo - do góry nogami. Działało i nie zastanawiałam się nad tym za bardzo :-)

Jakiś czas temu trafiłam na informację dotyczącą - nawlekania nici na igłę do szycia ręcznego... Okazało się, że ta sama reguła rządzi i tą zwykłą, banalną z pozoru czynnością... Zdarza się Wam, że przyszywając ręcznie guzik, haftkę czy zatrzask - walczycie jak lwice z plączącymi się i skręcającymi nićmi? Dzieje się tak głównie z powodu złamania tej prostej, a mało znanej zasady...

Nici do szycia ręcznego i maszynowego składają się z włókien skręconych wokół siebie w ciasne pasemka, a następnie dwa lub więcej takich pasemek skręca się znów - razem, otrzymując gotową, gładką nić. Gładką bardziej lub mniej - Żorżet w swoim blogu przybliżyła nam dosłownie i w przenośni różne rodzaje nici - wskazując na ich stopień skrętu i gładkość, wynikającą głównie z długości pierwotnych włókien użytych do produkcji nici /im te włókna są krótsze - tym nici gorsze, bardziej "puchate", bardziej narażone na zerwanie.

Przeanalizujmy kolejność czynności podczas nawlekania igły do szycia ręcznego... Z punktu widzenia osoby praworęcznej :-) Osoby leworęczne proszone są o "wymienienie" wszystkich "lewo" na "prawo" i odwrotnie. :-)

W lewej dłoni trzymam szpulkę. Prawą - łapię koniec nici ze szpulki. Trzymając za koniec - odwijam  potrzebną ilość nici. Nazwijmy ten koniec prawym końcem, żeby sobie później ułatwić rozpoznanie o co chodzi... Lewą rękę mam zajętą trzymaniem szpulki, zresztą jestem praworęczna, więc muszę "zwolnić" prawą rękę, żeby wziąć do ręki nożyczki. Puszczam więc koniec nitki, odcinam ją nożyczkami - i w 9 przypadkach na 10 biorę ten właśnie przed momentem odcięty koniec nici /patrząc na cały odcinek nici - nazwijmy go lewym końcem/, żeby go przełożyć przez uszko igły.

I tu - jak się okazuje - jest pies pogrzebany. Będę szyć wykonując ściegi - a nić będzie przechodziła przez materiał i układała się w ścieg przemieszczając się od lewej do prawej. Ścieg zacznie się od supełka - czyli od prawego końca nici. Nić będzie unieruchamiana w materiale najpierw na prawym końcu, by stopniowo dojść do lewego końca. Czyli odwrotnie do kierunku, w jakim nitka schodzi ze szpulki... Bo schodzi od prawej do lewej. W trakcie nawijania na szpulkę nić była naciągana w kierunku "do prawej" i przeciągając ją przez materiał w kierunku "do lewej" jak gdyby zaburzamy jej naturalną elastyczność.

No to jak to powinno wyglądać? Powinnam wziąć szpulkę, przełożyć nitkę przez uszko igły, odwinąć potrzebną ilość i odciąć, zawiązując supełek na końcu "bliżej szpulki". Czyli - prawy koniec do igły, lewy - zawiązać. Nitka będzie osadzana w materiale od lewej do prawej.

Magia? Raczej nie :-)

Wrócę teraz do szycia maszynowego. Zrobiłam parę zdjęć. Założyłam nici z numerkiem opisanym na szpulce - żeby było widać zmianę kierunku założenia szpulki.

Najpierw - cyferki z prawej. Wyciągnęłam ze 2 metry nici. Zaczęło być widać, że nici "źle się czują", że schodząc ze szpulki okręcają się wokół własnej osi, co jest widoczne na zdjęciach nr 1 i 2. Taka poskręcana nić będzie miała problemy z ułożeniem się w ściegu, zwłaszcza gdy szyjemy drobnymi ściegami, obrzucamy dziurki na guziki, szyjemy ściegami ozdobnymi czy "owerlokowymi". Może się zrywać - zresztą w charakterystyczny sposób "podskoczy" po takim zerwaniu do góry i wyglądając jak sprężyna owinie się np. wokół uszka igły czy ramienia szarpaka podciągającego nitkę w maszynie do góry. Może się brzydko układać w ściegu - który będzie jakoś dziwnie wyglądał, nieestetycznie, nierówno, brzydko...


zdj.1
zdj.2

Potem - magiczna sprawa. Przełożyłam szpulkę "tyłem naprzód" - cyferki mamy po lewej stronie szpulki. Wyciągnęłam następne 2 metry nici...

zdj.3
zdj.4
Nitka się odprężyła, wyprostowała, już się nie skręca...

Zatem - gdy nitka nie chce Was słuchać, plącze się i zrywa - może wystarczy ją przełożyć? A szyjąc ręcznie - najpierw nawlec, a potem - odciąć nitkę?

Pomysły przychodzą za późno - czyli przerabiam spodnie "zwykłe" na ciążowe.

$
0
0
Tak się składa, że piszę ten post w Tłusty Czwartek... Tyle że powiększenie obwodu pasa akurat w tym przypadku nie jest związane z tyciem po pączkach :-) Z czymś w rodzaju pączkowania, z nowym życiem :-) Nie dotyczy to mnie osobiście, z oczywistych powodów :-) Zostałam tylko poproszona o przerobienie spodni na ciążowe.

Przeznaczyłyśmy na to lekkie jeansy z elastanem, uszkodzone, z dziurą pod szlufką, 
oraz koszulkę z bawełny z elastanem, żeby dobrze się rozciągała. No i płaski, spory guzik, i kawałek gumy z dziurkami /ciążowej/.


zdj.1 
Koszulkę przecięłam w poprzek możliwie wysoko, żeby mieć pole manewru, raczej dociąć później niż żałować, że ucięłam za krótko. Odcięłam podłożenie dołu.

zdj.2
Na zdjęciu 2 - spodnie z widoczną dziurką pod szlufką, z prawej strony :-) Narysowałam 
na nich linię łączenia, celując tuż pod uszkodzonym miejscem, prowadząc linię ok. 5 cm 
nad bardzo grubym szwem nasadowym karczka - na bocznym szwie. Z dwóch powodów. Po to, żeby nie mieć problemów z przeszywaniem bardzo grubych warstw. No i gdyby wypadł tam szew łączący koszulkową wkładkę ze spodniami - powstałoby nieprzyjemne zgrubienie. 

zdj.3
Odcięłam górną część spodni, wyprułam zamek, a pozostałą część rozporka po prostu zaszyłam. Spięłam też szpilkami "okaleczone" kieszenie, żeby się nie rozsuwały
i nie wprowadzały w błąd. Kroiłam mniej więcej centymetr nad narysowaną linią. Jeśli kieszenie mają głębokie worki kieszeniowe - można je przyciąć i obrzucić, i tak nie będą potrzebne...

zdj.4  
Wkładkę z koszulki wywróciłam na lewą stronę i ułożyłam ją na spodniach /zdj.4/ na tyle nisko, żeby pozostał zapas na szew na dolnej  krawędzi wkładki. Boczny szew wkładki jest ułożony na przedłużeniu bocznego szwu spodni.

zdj.5
Ponieważ koszulka miała wyprofilowane szwy boczne - była lekko dopasowana - wykorzystałam to wyprofilowanie. Przeniosłam je na drugi szew boczny - składając 
po prostu wkładkę na pół. Środek szerokości wkładki to środek spodni :-) To co wystawało po prawej poza szew boczny wkładki - po prostu obcięłam. Zszyłam nowy szew boczny wkładki.

zdj.6
Włożyłam wkładkę do środka spodni, żeby odrysować na niej górną linię spodni. Przypięłam szpilkami do tyłu, żeby móc spodnie odwracać. Linię rysowałam wzdłuż górnego brzegu spodni. Trzeba pamiętać, że docinając wkładkę trzeba prowadzić nożyczki 2 centymetry poniżej narysowanej linii. To dlatego, że linia łączenia spodni i wkładki wypadnie centymetr poniżej, ale trzeba zostawić jeszcze dodatkowy centymetrowy zapas dodatku na szwy.
zdj.7
Na zdjęciu 7 widać duży zapas na szwy, tak naprawdę - linię, która pozostanie centymetr nad linią łączenia wkładki i spodni.

zdj.8
Wywróciłam wkładkę na  lewą stronę i upięłam ją "prawą do prawej" wzdłuż górnego brzegu spodni. Przyszyłam ściegiem wzmocnionym - elastycznym prostym. Spodnie nie rozciągają się aż tak bardzo, żeby szyć owerlokiem czy ściegiem wzmocnionym zygzakowym. Zapasy szwów obrzuciłam razem.

zdj.9
Teraz ustalamy wysokość spodni. Do takiego miejsca będą mniej więcej sięgały. Muszę dodać odpowiednio szeroki zapas na gumę. Ponieważ guma ma 2 cm szerokości - dodałam ok. 2,5 - 2,8 cm. Niepotrzebny nadmiar materiału odcięłam. /Gdybym nie miała owerloka 
ze ściegiem drabinkowym - to na tym etapie obrzuciłabym górny brzeg wkładki/.


zdj.10
Spodnie będą miały wciągniętą gumę z otworami na guziki, nazywaną często "ciążową".
Z jednej strony będzie wystawała na zewnątrz, żeby była możliwość regulowania obwodu pasa, zapinając gumę na guziku w różnych jej miejscach. Dopiero z czasem pomyślałam, że można to było zrobić nieco inaczej, ale o tym napiszę na końcu :-) Spóźniłam się 
z myśleniem :-) Na swoje wytłumaczenie mam tylko to, że do tej pory spotkałam się tylko 
z takim sposobem, jaki przedstawiam, a drugi sposób nie jest przetestowany :-) Wracając do tego, co się stało i nie odstanie - tak czy owak potrzebna będzie pionowa dziurka 
na wydobycie gumy. Muszę naprasować kwadrat flizeliny na lewej stronie wkładki, żeby brzegi dziurki nie zaczęły żyć własnym życiem ani nie rozsypały się po prostu. Ponieważ spodnie są dla praworęcznej osoby - dostęp do gumy będzie przy szwie bocznym z lewej strony, a zapinanie i zaciąganie gumy będzie się odbywało w kierunku z lewej do prawej. Tak jest wygodniej. 

zdj.11
Dziurka uszyta, górna krawędź - zaprasowana. Na tym etapie przyszyłam też płaski guzik, który widać na zdjęciu 12, bo wygodniej się go przyszywa do "wolnego", nie zszytego jeszcze brzegu materiału. Dopiero potem przyszyłam brzeg ściegiem drabinkowym. Gdybym nie miała takiej możliwości - przyszyłabym obrzucony wcześniej brzeg podwójną igłą. Podwójny szew jest bardziej elastyczny niż ścieg prosty "jednoigłowy".

zdj.12
Wciągając gumę zapięłam na niej dwie agrafki - to na wypadek, gdyby drugi koniec nieopatrznie wsunął się z powrotem do tunelu /zdj.12/. Gumy musi być sporo - tyle 
co obwód górnego brzegu bez naciągania gumy plus dobre 15 cm zapasu, żeby nie uciekła z powrotem do tunelu podczas ubierania spodni.

zdj.13
Jeden koniec gumy - na prawo od dziurki patrząc na zdjęcie 13 - wsunęłam do tunelu
i przyszyłam do tunelu na stałe, szyjąc przez obie warstwy tunelu i gumę. W ten sposób "zakotwiczyłam" gumę z jednej strony. Drugi brzeg gumy podwinęłam dwukrotnie 
i przeszyłam. Teraz można zapinać gumę na guzik regulując obwód pasa - wybierając dziurkę, która w danym momencie będzie najwłaściwsza.

zdj.14
Tak to wygląda po zakończeniu szycia. Luzu jest jeszcze sporo - a czas pokazał, że spodnie posłużyły niemal do samego końca ciąży :-)

Wracając do innego sposobu "potraktowania" gumy z otworami na guziki... Myślę, 
że sprawdziłby się taki sposób - korzystamy z gumy o takiej samej długości /czyli obwód bez naciągania gumy plus 15 cm/. Na tunelu szyjemy dziurkę i przyszywamy guzik
 jak powyżej, ale samą gumę zamykamy w okrąg /zszywając oba brzegi/, a na guziku zaczepiamy - nie jedną, a dwie warstwy gumy. Wyciągamy nadmiar gumy przez dziurkę dopasowując obwód pasa i tworząc pętlę. Składamy tę pętlę na pół i zapinamy gumę 
na guzik wpinając go w dziurki w obu warstwach gumy. Taki sposób może być lepszy - 
bo nie musimy się martwić o wciągnięcie wolnego końca gumy z powrotem w tunel, 
ale może być gorszy - bo jednak co jedna warstwa gumy to nie dwie...

Może ktoś ma spodnie z gumą zapinaną w taki właśnie sposób, albo może ktoś przerobi spodnie na ten drugi sposób i da znać, jak to się sprawdza?... Zapraszam do próbowania!

Dzianina się rozciąga...

$
0
0

Wieki mnie tu nie było...

Ale nie będę się nad tym zastanawiać ani z niczego tłumaczyć :-) Jest jak jest, samo życie...

Przygnała mnie tu powracająca śpiewka - "Dzianina mi faluje po uszyciu". No faluje, zwłaszcza, gdy jest szyta w poprzek. Taka jest jej uroda. Dzianiny tak mają, dlatego są tak wygodne w noszeniu - i uporczywe w szyciu. To, że dzianina się rozciąga i faluje - nie jest ani winą konkretnej dzianiny, ani maszyny, ani nici, igły czy czego tam jeszcze. Aha - nie pomoże smarowanie i czyszczenie maszyny. Tak po prostu jest. Dzianina się rozciąga, bo maszyna ją naciąga - konkretnie transporter musi jakoś ją przesunąć, więc ją ciągnie, a dzianina jak to dzianina - zanim się przesunie, to się trochę naciągnie. Szew to naciągnięcie utrwala i mamy falę jak na Dunaju z porzekadła.

Jasne, są porady w rodzaju "uklep żelazkiem, to się wstąpi". Albo i nie wstąpi. Poza tym - taka porada jest podobna do innej, kulinarnej /lubię kulinarne skojarzenia :-) / - przesoloną zupę można uratować wrzucając do niej ziemniak. Ale przecież najlepiej jest nie przesalać. Zamiast leczyć - zapobiegać. Tak samo z szyciem dzianin - zamiast ratować pofalowany materiał - lepiej jest uniknąć falowania. Czyli - spowodować, by dzianina była transportowana bez naciągania, jak tkanina. Albo tymczasowo ją zablokować, usztywnić, spowodować by przestała mieć cechy dzianiny i była nierozciągliwa, ale tylko na czas szycia.

Jak to osiągnąć? Żeby nie naciągała się podczas przesuwania pod stopką - wykorzystać jakiś bufor. Położyć ją na czymś, co będzie przesuwane, a dzianina na tym pojedzie jak na sankach. Tym czymś może być zwykły papier. Im bardziej kruchy - tym lepiej, bo trzeba go po szyciu oderwać od materiału. Może być hydrofolia albo rozpuszczalna flizelina Soluvlies - znikną po kontakcie z wodą /wystarczy mokra gąbka/. Może być folia do usuwania żelazkiem - "zwinie się" w kuleczki, które wystarczy strzepnąć z materiału.

Jak dzianinę czasowo unieruchomić? W dodatku - np. podkładając materiał zastąpić fastrygowanie czy upinanie szpilkami - podklejeniem materiału i ustabilizowaniem podłożenia. Można w tym celu przyprasować żelazkiem pasek freezer paper'u, który przywrze do dzianiny, a który łatwo będzie po szyciu oderwać od materiału i od szwu. Można użyć wonder tape - dwustronnie klejącą, rozpuszczalną taśmę krawiecką. "Sfastrygować" nią podłożenie czy inne zszywane miejsca i szyć przeszywając taśmę - która zniknie po kontakcie z wodą. Wody nie lubi też samoprzylepna rozpuszczalna flizelina Soluvlies - naklejając pasek tej flizeliny możemy "sfastrygować" podłożenie - i usuwamy ją następnie mokrą gąbką.

Można też po prostu starannie sfastrygować nitką szyte miejsce - i szyć potem tuż przy fastrydze trzymającej dzianinę w ryzach, a potem tę fastrygę usunąć. Pokazywałam to już na blogu

Tym razem - w ręce trafiła mi bluzka, zwykły t-shirt z materiału sprawiającego zwykle dużo kłopotów związanych z falowaniem, czyli bawełniany jersey z elastanem. Bluzka ma skazę biegnąca w poprzek przodu - nie zauważyłam jej kupując... Postanowiłam naszyć dwa rzędy elastycznej koronki - bo bluzka musi pozostać elastyczna. Więc - dwa kłopoty w jednym. Zobaczymy, czy faktycznie...

Zwykła maszyna do szycia, zwykłe ustawienia do szycia zygzakiem, żadnych cudów... Nadprułam boki bluzki, by móc wpuścić w szwy naszytą koronkę. Przyprasowałam pasek freezer paper'u - szerokości ok. 10 cm - na lewą stronę bluzki, w obrębie przyszłych szwów. /Wartość artystyczna zdjęć jest żadna, chodzi mi tylko o przekazanie obrazu, więc wybaczcie mi, że nie spędzam wieczoru nad obrabianiem zdjęć.../



Przyszyłam koronkę - w dwóch rzędach - po prawej stronie bluzki. Tylko ją przypinałam szpilkami, nie bawiłam się w fastrygowanie :-) Nawet zapomniałam zmienić igłę uniwersalną na igłę do dzianin, stąd widać, że szew w jednym miejscu był przerwany i zaczęty na nowo :-) Tak to wyglądało na lewej stronie. Widać, że mimo iż bluzkę dwukrotnie wywracałam z jednej strony na drugą - freezer paper wciąż się trzyma.



Oderwałam freezer paper, co zajęło w sumie najwięcej czasu :-) Małymi fragmentami, które utkwiłyby w szwach nie ma się co przejmować, bo spłyną w praniu. Freezer paper w sumie fajnie się odrywa od dzianiny - bo po jej naciągnięciu sam odskakuje od materiału no i łatwiej oddziela się go od szwów. Tak po oderwaniu papieru - więc i po naciąganiu dzianiny przy tym zajęciu - bluzka wygląda zanim jeszcze tknęłam ją żelazkiem. Nawet boków jeszcze nie zszyłam :-) Nic tu nie było uklepywane, wklepywane, parowane ani poprawiane - bo nie było takiej potrzeby. Elastyczna koronka dała się przyszyć do elastycznej dzianiny, nic nie faluje, a bluzka wciąż jest tak elastyczna, jak gdyby nic nie było na nią naszywane... Szybko, sprawnie i bez stresu. Polecam!















Dzianina się rozciąga - chyba że... :-)

$
0
0

Dzianina się rozciąga podczas szycia - chyba że umie się sobie z nią poradzić.

Dziś skracałam wąskie spodnie z mięsistej, ciężkiej dzianiny. Przyjaciółka mi je przyniosła do skrócenia - próbowała oddać je w tym celu do zakładu krawieckiego, ale pani krawcowa nie podjęła się tego. Stwierdziła, że spodnie są cięte laserowo /a gdzie tam.../, że będą falowały po skróceniu i że trzeba mieć specjalną maszynę, by się to udało.

Dodałabym - chyba że ta specjalna maszyna to maszyna domowa, wieloczynnościowa, dysponująca ściegiem elastycznym krytym... Chyba że się wie, co zrobić i czego użyć... 

Jak zwykle - zdjęcia słabe, ale chyba czytelne, jak zwykle - przepraszam, ale nie mam czasu na obróbkę i nie o urodę zdjęć mi chodzi, a o to, co na nich widać.

Skorzystałam tym razem z włókniny Solufix - rozpuszczalnej i samoprzylepnej. Nie chciałam tykać spodni żelazkiem, bo raz - że dzianina ściągaczowa i nie chciała jej rozprasować, dwa - że skład grożący wyświecaniem się /wiskoza z elastanem i innymi domieszkami/, więc tym razem freezer paper odpada.

Wybrałam podszycie ściegiem krytym - elastycznym, bo spodnie są z tych eleganckich i chciałam zaoszczędzić im szpecącego szwu widocznego na prawej stronie. Spodnie miałam skrócić o 4 cm, wycięłam więc pasek solufixu szerokości 8 cm, by objąć nim cały zasięg pola szycia. Przykleiłam go po prawej stronie spodni. 



                                                                                                                                                                       
Upięłam dół nogawki szpilkami przygotowując je do szycia ściegiem krytym. Solufix "unieruchomi" bardzo rozciągliwy materiał zarówno po prawej, jak i lewej strony stopki maszyny. Podklejony materiał można było po prostu załamać na linii szycia, bo solufix go usztywnił. Sama mięsista dzianina tak by się nie poddała...




Przyszyłam podłożenie ściegiem krytym elastycznym. To zdjęcie zrobiłam podszywając drugą nogawkę, za bardzo się pośpieszyłam z pierwszą i nie "cyknęłam". Widok od lewej strony szwu, wyraźnie widać jego rysunek. 



Odkleiłam i odcięłam nadmiar solufixu. Nie chciałam prać całych spodni, więc zebrałam go mokrą gąbką. Chwilę trwało, zostały drobinki kleju, ale znikną po praniu i gruntownym zamoczeniu. 




I tu - miła niespodzianka, bo odcięty kawałek solufixu mogłam użyć do drugiej nogawki, wciąż wystarczająco się kleił. 

Przygotowałam też drugą, bardziej ekonomiczną opcję. Podłożyłam nogawkę, fastrygując ją ręcznie dwukrotnie, niedługim ściegiem, by porządnie "unieruchomić" materiał. 




Ułożyłam materiał jak do szycia ściegiem krytym, po czym - by przytrzymać materiał po lewej stronie stopki, żeby się pod nią nie rozciągał - nakleiłam na niego wąski pasek solufixu.
                                                                                                                                                                           

                                                                               
Tak to wygląda po prawej stronie, po uszyciu. Nie brałam do ręki żelazka, nie regulowałam docisku stopki, po prostu siadłam do maszyny i szyłam. Nie pozwoliłam, żeby się rozwlekło i pofalowało, więc nie musiałam nic uklepywać, odparowywać ani czarować. Widać niewielkie kreseczki ściegu, ale moim zdaniem to jest o wiele lepszy efekt niż przeszycie ściegiem drabinkowym czy podwójną igłą. A czy można to rozciągnąć? Czy szew nie pęknie? Bo przecież "dzianiny szyje się tylko owerlokiem"... Czy na pewno? :-) 



                                           
                                                                                                                                                                                                                     


Solufix możesz kupić w moim sklepie - U Czeremchy. Zapraszam!                                                               



Viewing all 60 articles
Browse latest View live