Quantcast
Channel: Szycie z Czeremchą
Viewing all 60 articles
Browse latest View live

Krótko i w zasadzie nie na temat

$
0
0
Czyli - o szyciu nic nie będzie...

Będzie o niespodziance i radości.

Dostałam prezent od Burdy  :-) Zestaw kosmetyków :-) Kto takich prezentów nie lubi?

Jeszcze ich nie wypróbowałam - ale na pewno wykorzystam, tym bardziej, że prezent trafiony. Lubię kosmetyki na bazie naturalnych surowców. To nie znaczy, że z obłędem w oku poluję wyłącznie na produkty organiczne i ekologiczne. Po prostu - nie lubię, kiedy produkt działa na zasadzie szpachlówki, która nie wpływa na to, co pod nią.

Dziękuję ci, Burdo!


Zdjęcie ponure, ale takie teraz światło...

Ciemno, szaro i ponuro,
Znikły chaty, drzewa, pole,
Słońce skryło się za chmurą
Jak za szarym parasolem...
 

Skracanie spodni z użyciem taśmy – czyli zlituj się czasem nad swoją maszyną

$
0
0


Często zdarza się wam skracać gotowe, kupne spodnie? Banalne pytanie, odpowiedź jeszcze banalniejsza – niemal zawsze ;-)

Dziś zajmę się spodniami mojego męża, sportowymi w typie, więc przeszywanymi na dole ozdobną stębnówką.  W zasadzie – do skracania mam 3 pary, ale wszystkie zrobię w ten sam sposób.

Wykończę je – także jeansy - taśmą spodniową. Ki czort i po co ona? Przecież teraz każdy chce mieć zachowany oryginalny, przetarty dół spodni, żeby wyglądały na nietknięte i były stylowe od góry do dołu.

No właśnie. Uczepię się słów „przetarty” i „stylowy”. Przetarty – czyli osłabiony, uszkodzony – no bo taki on jest po przepuszczeniu spodni przez maszynę „postarzającą” jeansowe spodnie. „Stylowy” – no, nie dla każdego wygląd tego, co przy samych butach, jest naprawdę istotny. Zwłaszcza, kiedy stylowo przetarte podłożenie w bardzo szybkim czasie się przetrze na wylot i zacznie stylowo zwisać w formie strzępów, działając na ulicy jak mop wyciągający wodę z kałuż. I nikt mi nie powie, że to „uchodzi” młodym, że jestem stara i się nie znam. Fleja jest fleją i tyle. Posiadaczowi spodni z obszarpanym dołem pozostaje albo się ich pozbyć, albo obcinać „zwisy” systematycznie, albo potknąć się na wiszących podłożeniach i stracić twarz albo ząb na ulicy.

Jasne – można kupować spodnie na parę miesięcy, jak kto lubi. Ale niektórzy lubią spodnie, które zużyją się równomierniej i po dłuższym czasie, czyli w nosie mają fabryczne podłożenie i przetarcie. Albo chcą po prostu, żeby bawełniane spodnie nie niszczyły się na samym dole tak szybko. Co tu dużo mówić – bawełna nie jest odporna na przecieranie i wycieranie.

I tu pomaga taśma spodniowa. Utkana z mocnej bawełny, mieszanki z syntetykiem albo samego syntetyku przejmie na siebie moce tajemne, które w normalnym razie zaatakowałyby spodnie. Podszywa się ją od lewej strony, siłą rzeczy jest na niej widoczna, więc nie nadaje się do spodni przeznaczonych do okazjonalnego podwijania i noszenia w krótszej wersji.

Najpierw poprosiłam małżonka o przymierzenie spodni i założenie butów, które będzie najczęściej nosił i które mają w miarę przeciętną grubość podeszwy. /Z paniami jest większy problem, bowiem powinny w tym momencie zdeklarować się, czy są to spodnie do szpilek, czy do balerinek – trzeba im czasem dać więcej czasu do namysłu./ Gdyby byłyopięte w udach – zrobiłby na moją prośbę kilka kroków po pokoju, żeby w naturalny sposób podjechały troszkę do góry. W przeciwnym razie – mierzone z pociągniętymi w dół nogawkami – w noszeniu okazałyby się za krótkie!

Długość spodni zaznaczam zwykle ok. 1 cm od poziomu podłogi. Oczywiście, jak kto lubi, mogą być i do samej ziemi, ale czasem pada deszcz, czasem jest trochę błotka… Zaznaczam długość obu nogawek. Po pierwsze – bywają krzywo ucięte fabrycznie, a po drugie – nikt nie jest symetryczny. Nogi każdy ma tylko dwie, ale i te dwie sztuki też bywają różnej długości.



Zieloną szpilką podpięłam nogawkę na osobniku, białą – już po oswobodzeniu osobnika – zaznaczyłam docelową krawędź podłożenia. Wyjęłam zieloną szpilkę.



Nogawkę odgięłam do dołu. Widać białą szpilkę, poniżej niej narysowałam linię, wzdłuż której utnę nogawkę. Mam zwyczaj dostosowywania się do tego, co zastałam jeśli chodzi o przeróbki. Te spodnie miały podłożenie szerokie na 2 cm, więc utnę je 2 cm poniżej dolnej krawędzi.

Teraz wkracza temat litości dla maszyny. W oryginale spodnie były podłożone dwukrotnie i przeszyte. Bez widocznego wykończenia brzegów. Nie będę się tego ślepo trzymać. Wystarczy policzyć, ile warstw materiału musiałaby przeszyć maszyna, zwłaszcza na dekoracyjnych zawijanych szwach. Że przecież tak były uszyte? Że maszyna dała radę? Tak – ale maszyna przemysłowa, która jest dostosowana do przebijania kilkunastu warstw materiału i do przepchnięcia tyluż pod stopką. A ja mam maszynę domową, wieloczynnościową, i nie chcę, żeby to było jej ostatnie zadanie w życiu. Że maszyny domowe to znakiem tego chłam? Nie – one potrafią sto razy tyle, co maszyna przemysłowa, są znakiem tego produktem znacznie bardziej wyrafinowanym. Coś za coś. Ostatecznie – można sobie wozić cement na budowę porszakiem, nie za wiele kursów się co prawda zrobi, ale można… Można sobie kupić maszynę na miarę marzeń i możliwości finansowych i zepsuć ją na pierwszych skracanych spodniach. Co kto lubi, czemu nie… Podczas szycia trzeba mieć rozluźnione mięśnie. Zaciśnięte zęby to zły objaw, zła wróżba…

Czyli – podwijam raz, brzeg wykańczam tak, jak mogę – zygzakiem albo owerlokiem.

Zaprasowałam podłożenie skróconej nogawki. Będzie to dla mnie linia pomocnicza, wzdłuż niej naszyję taśmę.



Taśma spodniowa jeden brzeg ma nieco grubszy – czasem dość płaski, czasem niemal okrągły na przekroju. Ta pogrubiona krawędź to dodatkowe wzmocnienie. Zatem przyszywam taśmę tak, żeby po podwinięciu podłożenia gruby obrąbek wycelowany był do ziemi, w dół, i wyznaczał dolną krawędź nogawki. Przyszywam ją na prawej stronie spodni, przykładając do zaprasowanej linii. Jeśli jest dobrze dobrana kolorystycznie – to może nawet wychodzić 1-2 mm poza nią, czyli na zdjęciu – w lewo.

W ramach dnia litości dla maszyny nie zaczynam przyszywania taśmy od samego szwu – tylko centymetr – półtora przed lub za. Znów oszczędzę maszynie  niepotrzebnego multiplikowania /ha!/ warstw do przeszycia. Aha – wybranym szwem jest dla mnie zawsze szew wewnętrzny. Zawsze zaczynam i kończę szwy właśnie tam.



Kończę przyszywanie, zbliżam si.e do zamknięcia obwodu. Nie zszywam taśmy w koło.



Podłożę koniec taśmy na 1 cm i przyszyję go kładąc na jej początku. Dojadę do końca, przejadę wzdłuż krawędzi, gdzie teraz tkwi szpilka i przyszyję drugi brzeg.



Właśnie tak.



Teraz zamieniłam górną nitkę maszyny – i tylko nią – na grubszą nić do ozdobnych stębnówek, zbliżoną kolorystycznie maksymalnie do nici użytej fabrycznie, podwinęłam podłożenie i przyszyłam je znów zaczynając nie na samym pogrubieniu szwu, a ciut dalej. Szwy zawsze rygluję szyjąc do przodu i tyłu kilka ściegów, a maszyny jakoś szczególnie nie lubią szycia wstecznego, gdy pod stopką jest grubo i ciasno. Czyli – lituję się nad maszyną.



Tak to wygląda od środka. I już. Gotowe.









Płaszcz zimowy - uwagi końcowe

$
0
0
Wreszcie obfotografowany w ostrym noworocznym słońcu ;-)






Nie byłabym sobą, gdybym znów czegoś nie dodała od siebie. Głowiłam się nad wyborem koloru guzików. Najbardziej naturalnym wyborem byłyby - czarne, ale... Tak smętnie by się zrobiło... Ai czapki mam różne - zielono-brązową, żółto-czerwoną, chciałoby się, żeby wszystko pasowało do płaszcza... Stanęło na kolejnym guzikowym szaleństwie. I bez robienia dziurek. Polecam ten sposób tym, których maszyny nie szyją najpiękniejszych dziurek pod słońcem, tym, którzy szyją płaszcz czy kurtkę z rzadko tkanego materiału i tym, którzy po prostu nie mają odwagi dziurkować. 




Guziki pogrupowałam po trzy - coś z zielenią, coś z czerwienią, coś złotego i srebrnego :-) Służą za atrapę zapięcia - bo płaszcz zapina się na zatrzaski.



Mam już na sumieniu coś takiego - tyle że z guzikami zastąpionymi przez szydełkowe kwiatki.





Aha, uwagi końcowemiały być...

Mam w zasadzie jedną. Płaszcz w oryginale, w Knipmode, był płaszczykiem raczej. Obmierzyłam szerokość rękawa, żeby być pewną, czy wcisnę rękę po dodaniu ocieplenia do płaszcza /wychodząc z założenia, że jak wcisnę rękę, to i cała wcisnę się w płaszcz/. A tymczasem...A tymczasem się okazało, że szyjąc płaszczrobiłam przymiarkiw stroju domowym i nie wzięłam poprawki na to, że do płaszcza zimowego założę też zimowy szalik /albo apaszkę - jak na zdjęciu/. Na gołej szyi płaszcz zapina się bez problemu, a i owszem, natomiast na szaliku czy grubszym golfie już nie, a do tego kołnierz ucieka na ramiona... Czyli - nauczka na przyszłość brzmi - jeśli chcesz z płaszcza jesiennego zrobić płaszcz zimowy, to pochyl się nie tylko nad obwodami ramienia, biustu i bioder, ale pogłęb wycięcie dookoła szyi. 

Amen.


Uszyłam Jasia i Jasię.

$
0
0
Przyznam się bez bicia, że w akcjach tego rodzaju rzadko biorę udział. A może raczej - wręcz udziału nie biorę. Nie z braku ciepłego miejsca w sercu - ale zadaniem do wykonania podczas takich akcji z reguły bywają zabawki i inne maskotki - a ja takowych szyć nie znoszę!Po prostu nie lubię i już.

Ale tym razem hasło brzmi inaczej: Uszyj Jasia!

Zostało rzucone tutaj - i podjęłam je. Postanowiłam uszyć wersje dziewczęcą i chłopięcą, czyli Jasię i Jasia. To zresztą płynny podział, wszak są dziewczynki "samochodziary" i chłopcy "lalkowi" ;-)



Na taki kawałek bawełny aż się prosiło wpuścić uszydełkowane z muliny samochody:







Jasia natomiast ma dwie falbany i koronkę:



Jeszcze dziś zapakuję i wyślę "rodzeństwo" pod wskazany adres, czyli:



Krakowski Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II
Oddział Neuroinfekcji i Neurologii Dziecięcej
(można dopisać: pielęgniarka oddziałowa Anna Pindelska)
ul. Prądnicka 80
31-202 Kraków


Może ktoś jeszcze się dołączy...?



Nóżki rosną szybciej – czyli przedłużam żywot kombinezonowi

$
0
0


Całe życie rośniemy. To fakt niezaprzeczalny. Do pewnego czasu wzwyż, od pewnego – wszerz, rośniemy i rozrastamy się nie zawsze proporcjonalnie.

Tak to się dzieje zwłaszcza na początku żywota. Nóżki rosną szybciej niż tułów i nogawki stają się przykrótkie.

Tak też stało się w przypadku małej właścicielki niemowlęcego kombinezoniku. Szczególnie, że nogawki zostały przez producenta zaopatrzone w stópki – pomysł niby to dobry, bo te żywe stópki powinny w nim mniej marznąć, ale o tyle niedobry, że wyrasta się szybciej. Zwłaszcza jeśli komuś zachciało się rosnąć w środku zimy. A jeśli do tego komuś zachce się zimą chodzić, a nie tylko być wożonym – to już klapa zupełna. I kombinezon trafił do mnie.



Tak to wyglądało.

Postanowiłam – jakkolwiek przerażająco by to nie brzmiało – obciąć stópki i doszyć mankiety z dzianiny ściągaczowej. Jako przedłużacze i uszczelniacze.



Zakupiłam „na ciuchach” sweterek – bluzeczkę w biało-brązowe paski, taka kolorystyka w miarę pasuje do nieokreślonego koloru kombinezonu, koloru tkwiącego gdzieś między śmietaną z lekką domieszką pistacji a beżem… Wycięłam dwa prostokąty – każdy o podwójnej długości planowanego ściągacza, powiększonej o dodatki na szwy i dodatku na częściowe ukrycie mankietu wewnątrz nogawki. Nie przejmowałam się kierunkiem oczek dzianiny – będzie dość dobrze zabezpieczona przed pruciem się, ale pamiętałam o założeniu do maszyny igły do dzianin.

Aha – postanowiłam nie używać owerloka. Z dwóch względów. Po części dla celów edukacyjnych. Nie każdy takowy sprzęt posiada, a nie jest on niezbędny do wykonania akurat tego zadania. Po części dlatego, że nie chce mi się go wyciągać dla przeszycia dwóch szwów na krzyż, skoro mogę to zrobić maszyną.

Zszyłam każdy mankiet wzdłuż drobnym ściegiem zygzakowym /mogłabym owerlokiem/. Lekko przeprasowałam – a właściwie odparowałam szew używając dużej ilości pary z żelazka i jedynie lekko muskając dzianinę, żeby jej nie rozciągnąć i pozbawić elastyczności. Złożyłam na pół lewą stroną do środka. Górne brzegi obrzuciłam razem ściegiem zygzakowym / mogłabym owerlokiem - i na tym etapie powinnam go już schować na miejsce. Warto było go wyciągać? ;-)/ To będzie pierwsze zabezpieczenie przed „leceniem” oczek. Brzeg się pofalował – ale to zupełnie nie szkodzi. Przyszyję go tak, żeby to falowanie wyrównać, a poza tym – zależy mi na elastyczności szwu - więc niech się faluje, a nie zrywa podczas wkładania nóżki.



Nogawki już wyglądają jak nogawki. Stópek brak. Wywróciłam kombinezon na lewą stronę i zaznaczyłam na podszewce linię przyszycia mankietów – 4 cm od dolnego brzegu. W sumie, jak się potem okazało, to mogłoby być nawet i 6 ;-) Punkty zaznaczałam pisakiem do tekstyliów – krawieckim, znikającym przy kontakcie z wodą.



Obwód mankietu podzieliłam na 4 równe część, zaznaczając je szpilkami. Tak samo oznaczyłam podszewkę – za 2 punkty posłużyły mi szwy nogawek, dwa pozostałe to połowa szerokości nogawki. Część nogawki z materiału wierzchniego wycofałam w kierunku korpusu kombinezonu, uwalniając w ten sposób nogawkę z podszewki. Mankiet nasunęłam na nogawkę, przypięłam szpilkami – szew mankietu do wewnętrznego szwu nogawki, punkt przeciwległy – do szwu zewnętrznego, punkty środkowe – zgodnie do siebie. Zagęściłam upięcie dodatkowymi szpilkami.



Tak spiętą konstrukcję naciągnęłam na wolne ramię maszyny. Tu sprawdziło się luźne obszycie mankietu – dzianina rozciągnęła się elegancko, nie wydając najmniejszego trzasku. Przyszyłam mankiet do podszewki drobnym zygzakiem. W tym momencie trzeba uważać, żeby wolny brzeg podszewki nie zawinął się pod igłę i nie został dodatkowo przyszyty. Skontrolowałam, czy mimo wszystko nie było jakiś niespodzianek z tym związanych, po czym górną krawędź mankietu dodatkowo przyszyłam zygzakiem – tym razem już szerokim.



Nie widać już falbaniastości brzegu. Sama dzianina jest trzykrotnie przeszyta zygzakiem – raczej marne są szanse na to, żeby jakieś oczko zostało niezabezpieczone i zechciało sobie polecieć w dół mankietu.



Nogawkę z materiału wierzchniego i ocieplenia zsunęłam na miejsce. Mankiet – żeby nie przeszkadzał – odwinęłam w kierunku kroku. Zawinęłam dodatki na szew tak, jak mają prezentować się po zszyciu, odpowiadające sobie punkty – w moim przypadku wyznaczone przez szwy wewnętrzne nogawek i spięłam szpilką.



Żeby zszyć podszewkę z ocieplonym wierzchem musiałam dokonać aktu zniszczenia. Na podszewce nie znalazłam szwu zamykającego podszewkę – przez który można kombinezon wywracać wewnętrzną stroną do zewnątrz. Tak, żeby mieć przed sobą wszystkie szwy i bebechy. Prawdopodobnie tym ostatnim, zamykającym szwem był któryś ze szwów mocujących zamek. Nie pozostało mi nic innego jak nadpruć któryś z istniejących szwów podszewki.

Przez ten otwór wsunęłam rękę między podszewkę a wierzch, złapałam brzeg spięty szpilką i wyciągnęłam na zewnątrz. Wyjęłam szpilkę spinając nią natychmiast warstwy w tym samym miejscu – żeby nie przekręcić części nogawek wzdłuż osi względem siebie – co się bardzo często zdarza ;-) Upięłam obie warstwy dookoła brzegów, wpinając szpilki wyjątkowo – nie prostopadle do przyszłego szwu, a równolegle. Materiał wierzchni jest ścisły i gęsty. Szpilki pozostawiłyby dziurki, a na tym wcale mi nie zależy. Właścicielce kombinezonu też ;-) Zatem – wpinam je tylko na dodatku na szew, będzie zawinięty do środka – on i dziurki.



Zszyłam całe towarzystwo do kupy. Szyłam mając ocieplinę na samym spodzie, a podszewkę od strony stopki. Ocieplina lubi być rozwarstwiana przez stopkę i nabijać się na nią. Skoro mogę tego uniknąć – to skwapliwie z tego korzystam.



Po zszyciu dołów nogawek,  ułożeniu warstw na miejscu i uporządkowaniu całości zbliżam do siebie złożone brzegi rozprutego szwu na podszewce i przyszywam je bliziutko krawędzi. Jeszcze tylko zostało przestębnować doły nogawek przesuwając szew łączący wierzch z podszewką na pół centymetra do wewnątrz nogawki – tak żeby cała dolna krawędź była wykończona materiałem wierzchnim.

Idealnie byłoby skrócić podszewkę i ocieplinę o 2 centymetry i wykończyć cały dół zawijając wyłącznie wierzchni materiał do środka – ale szkoda mi każdego centymetra, o które skróciłaby się nogawka kombinezonu.





I gotowe. Kombinezon na pewno posłuży do końca zimy. Wiatr nie będzie dmuchał do nogawek, a śnieg wbijał się pod spodnie. Mimo że nóżki tak się pośpieszyły i za szybko urosły ;-)


Na więcej na razie mnie nie stać – czyli naprawiam obszarpane nogawki.

$
0
0
No tak. Głowę mam zajętą zupełnie innymi niż szycie sprawami – tzn. kręcącymi się wkoło szycia, ale jednak wkoło...

Jedno, do czego mogłam się ostatnio zmobilizować to naprawa spodni. Konkretnie – przetartych na wylot dołów nogawek, znów używając do tego taśmy spodniowej.



Tak to się pięknie prezentowało.



Spodnie wyprane, odprułam podłożenie dołu i rozprasowałam.



Odcięłam uszkodzone podłożenie, wyrównując krawędź obszarpanej dziury. Spodnie skrócą się nieznacznie, ale cóż... Raz – że lepsze ciut przykrótkie, dwa – wytarcie się dołu mogło być sygnałem tego, że spodnie były ciut przydługie ;-)



Pół centymetra ponad obciętym brzegiem przyszyłam taśmę spodniową – wzmocnionym brzegiem ku górze. Po odwinięciu taśmy pod spód grubszy brzeg taśmy skieruje się w dół. Odwinęłam, zaprasowałam, przyszyłam taśmę drugim szwem do dołu nogawki, chowając pod nią surowy, nie obrzucony dół spodni.



Udało mi się dobrać odpowiedni kolor nici – dzięki temu szew mocujący taśmę nie rzuca się w oczy. /Chyba nic dziwnego, że udało mi się dobrać ten kolor – kto widział moje zapasy nici, ten wie ;-)/ Dzięki temu pozwoliłam sobie na „dorzucenie” stębnówki zbliżonej kolorem do oryginalnej, przebiegającej dokładnie tam, gdzie przedtem. I tak zostałby po niej ciemny ślad na materiale. A tak – średnio wyćwiczone oko nie zauważy dwóch szwów na podłożeniu spodni.



Chyba, że ktoś rzuci się nosicielowi spodni do nóg. I zobaczy dwa szwy.



Spodnie bling bling – czyli o skracaniu i narożnikach

$
0
0
Takich spodni zachciało mi się jesienią. Na zimę. Nawet szybko udało mi się kupić materiał – dziwny, bo podobno mieszanka wełny z elastanem. Że wełna – dało się poczuć po zamoczeniu ;-), że elastan – czuje się naciągając materiał w obie strony. Zdaje się tylko, że będzie miał tendencję do zaciągania, ale cóż... Trudno...

Ale dlaczego dopiero teraz zabrałam się do szycia? Tego najtęższe umysły nie ogarną...Brak rozpędu zimą czy co? Ciekawe, jakie będzie tłumaczenie latem...

/Aha – kończę z pisaniem tekstu do zdjęć pod tymże. Spróbuję nad. Tak się chyba lepiej czyta. Chyba.../

Przez moment zastanawiałam się, którą stronę materiału wybrać jako lewą... Takie pytania często się zdarzają. Która strona materiału to prawa? Ta co w środku złożonego materiału czy na wierzchu?

Co do tego – jestem elastyczna. Poza oczywistymi oczywistościami – jak sztruks, aksamit czy jeans, materiałami drukowanymi, poza bawełnianymi płótnami, które z natury naturalnej przędzy miewają drobne supełeczki czy kłaczki – z reguły na lewej stronie – wybieram tę stronę, która mi się bardziej podoba.

Czy ten materiał to rodzaj twillu? Pewnie tak, ale czy coś mnie ogranicza? Obie strony są tak samo ładnie wykończone /żadnych niedoskonałości/, jedna jest bardziej jakby w paski, druga – bardziej jakby w jodełkę. Wybrałam jodełkę. Czyli – to po prawej. Na żywo różnicę widać bardziej.


No i wykrój – uparcie z Knipmode, majowego z 2012 roku, model 13.


Nie będą miały kantu, bo materiał nie rokuje ;-)

Nogawki lekko zwężające się w okolicy kolana. A gdzie ja mam kolano? Na pewno nie tam, gdzie jest ono na wykroju. Moje kolano byłoby w okolicy łydki modelki... Muszę skrócić nogawki. O ile? Otóż – nieistotne, jakiego jestem wzrostu. Istotne, jaka jest długość nogawki – i to nie mierzona po wykroju, a podana w opisie. Długość wewnętrzna – czyli mierzona od kroku w dół – 62 cm. Ja chcę te spodnie mieć ciut dłuższe, niż na modelce... Wypadało zmierzyć się od kroku do miejsca, w którym spodnie będą się kończyły. Wyszło ok. 58 cm. Czyli muszę wykrój skrócić o 4 centymetry. Tylko absolutnie nie tnąc wykrój od dołu! Kolano musi być na miejscu, szerokość dołu – jak w oryginale, forma musi być zachowana. Zatem skrócę je o 2 centymetry gdzieś nad kolanem i dwa gdzieś poniżej. No i tradycyjnie – o centymetr – półtora w biodrach, bo to u mnie standard.

Poskracany zakładkami tu i ówdzie wykrój tak wyglądał – aha, na bokach nogawek będą rozcięcia. Udekorowane ;-) Dlatego dodałam na szwach bocznych po 4 centymetry na podłożenie rozcięcia na długości ok. 22 cm.



Zanim odpięłam papierowy wykrój – przyprasowałam paski sztywnika w miejscach, które będę „obrabiała”, które w trakcie szycia mogłyby się rozciągnąć /jak brzegi wlotów kieszeni czy okolice zamka/ albo które będą lepiej wyglądały lekko usztywnione, trzymające kształt /jak podłożenia rozcięć nogawek/.



Zaczęłam od kieszeni – jak w spodniach z klapą. Zszywając worki kieszeni zauważyłam pętelki z włókien materiału wypchnięte na lewą stronę szwu – niechybny znak, że igła jest stępiona ;-)



Igła wymieniona, kieszenie skończone, nogawki zszyte - czas na rozporek. Zaprasowałam brzegi rozporka – jeden zgodnie z linią na przedłużeniu szwu kroku, drugi – zgodnie z linią dodatku na tenże szew. Czyli tworząc mniej więcej centymetrowej szerokości podłożenie.



Nawet nie sprawdzałam, jakiej długości zamek jest mi potrzebny. Wyciągnęłam z zapasów pierwszy lepszy. Byle dłuższy, niż długość rozporka. Bo tak wygodniej się szyje ;-) Nie trzeba walczyć z szyciem tuż obok metalowych skuwek, skupiać się na ich omijaniu, a zamek lekko i wygodnie da się skrócić. Jednym cięciem nożyczek.

Przypięłam zapięty zamek najpierw do zaprasowanego podłożenia tak, żeby dolna skuwka była poniżej przyszłego szwu w poprzek zamka. Czyli poniżej rozcięcia na zamek.



Przyszyłam używając stopki do zwykłych zamków. Na górnej krawędzi zaznaczyłam pionowo wpiętą szpilką, jak daleko ma sięgać wierzchnia część rozporka. Żeby na całej długości zamka ta odległość była taka sama. Przyłożyłam wierzchnią część rozporka, spięłam szpilkami.



I zszyłam, nie sugerując się deseniem na materiale – bo krawędź rozporka nie przebiegała równolegle do pionowej nitki materiału. Szyłam w równej odległości od ząbków zamka, w dalszym ciągu stopką do zamków. Poprzeczny szew zamykający rozporek od dołu przeszyłam około centymetra powyżej skuwki zamka. Miałam ją z głowy.

Gdy będę wykańczała górną krawędź spodni – rozepnę zamek, utnę za długie końcówki i przeszyję go przyszywając pasek. Potem zabezpieczy go dodatkowo szew wykańczający pasek od wewnątrz. To w zupełności wystarczy.

Teraz mogę spodnie przymierzyć. Ale muszę zszyć górne krawędzie kieszeni z przodami spodni, a także ustabilizować górną krawędź spodni. Materiał się rozciąga i przymiarka z rozwlekającym się brzegiem nie ma najmniejszego sensu. Gdybym dopasowała mocno spodnie na górnym brzegu – okazałoby się, że po wszyciu paska nie weszłabym w nie ;-) Bo pasek będzie nierozciągliwy – podprasowany sztywnikiem. Zatem – przeszywam całą górną krawędź długim ściegiem maszynowym i ściągam dolną nitkę aż do momentu, gdy materiał zacznie się marszczyć. To znaczy – tuż zanim zacznie.

Przymiarka wyszła nadspodziewanie dobrze – nic nie musiałam poprawiać ;-) Postanowiłam jednak wykończyć pasek w sposób podpatrzony w męskich spodniach garniturowych – to znaczy tak, żebym mogła z łatwością regulować obwód paska w zależności od tego, czy przytyję, czy schudnę ;-) Czyli – dobra metoda dla tych, którzy zamierzają się odchudzać ;-)

Nitką w kontrastowym kolorze ręcznie przeszywam sam materiał wierzchni /nie łapiąc dodatków na szwy!/ drobnym ściegiem fastrygowym na długości ok. 6 cm na środku tyłu, na linii, która będzie linia wszycia paska /czyli po 3 cm z obu stron szwu środkowego/. Wyciągam dłuższą pętelkę nitki nad tym szwem.



Rozcinam szew tyłu na długości ok. 10 cm, rozcinając też pętelkę czerwonej nitki.



Sam pasek kroję tak, żeby na środku tyłu zostawić miejsce na szew. Czyli kroję go z czterech części /pasek w tych spodniach ma łukowaty kształt. Gdyby był prosty – kroiłabym go z dwóch części. Plus wewnętrzna strona zamka, oczywiście./ Podprasowuję sztywnikiem. Zszywam pasek na szwach bocznych, doszywam wewnętrzną część paska na górnych krawędziach. Przyszywam do spodni pilnując, żeby szwy nasadowe na środku tyłu pokryły się z linią wyznaczoną przez czerwoną fastrygę. Wykańczam pionowe brzegi paska.



Przy okazji rozprawiam się z zamkiem.



Robię dziurkę i przyszywam guzik, szykując się do ostatecznego ustalenia obwodu paska.

Zaginam pod spód i podszywam /ręcznie, jak sobie obiecałam/ wewnętrzną część paska. Składam tył prawą do prawej i zszywam jednym szwem pasek i szew tyłu. Jeśli schudnę albo spodnie się rozciągną – zszyję go głębiej. Jeśli przytyję – popuszczę... Do sprucia będę miała tylko szwy mocujące krawędzie paska wewnątrz i kawałek szwu środkowego.



Teraz – rozcięcia na dole nogawek, które wykończę szwem w narożniku.

Tu zaczyna się geometria i trzeba być ściśle dokładnym, żeby nie pruć wszystkiego i nie zaczynać od nowa. Jeśli wszystko zrobi się jak trzeba – rozcięcie będzie równiutkie, szwy – piękne i to bez poprawek!

Dół spodni na rozcięciach musi być idealnie równy. Dolne krawędzie muszą się idealnie pokrywać.



Zaprasowuję brzegi rozcięcia. Na przedniej części nogawki – równo z pionowym szwem, na tylnej – tylko na centymetr. Przy okazji widać, że trzeba powalczyć z dodatkami na szwach bocznych. Od góry spodni biegną one skierowane oba do tyłu, w okolicy rozcięcia – będą oba do przodu, a ja nie lubię takich przekładających się i wypuczających na szwach dodatków. Zatem tuż nad krawędzią rozcięcia nacinam je linią skośną aż do linii szwu. Dlaczego linią skośną? Bo ze swojej natury materiał cięty pod skosem mniej się strzępi. Całe nacięcie obrzucam zygzakiem, a jego górną część delikatnie podszywam do wierzchu niewidocznymi ściegami.





Zaprasowuję do góry 3-centymetrowe podłożenie. I znów bardzo dokładnie kontroluję, żeby po złożeniu całości krawędzie były idealnie równe.



Teraz będę zszywać narożniki.

Składam podłożenie dołu tak, jak będzie przebiegało, zaznaczając szpilką na brzegu rozcięcia, dokąd będzie sięgało.



Rozkładam. Teraz składam podłożenie rozcięcia zaznaczając na krawędzi dołu, dokąd będzie sięgało.



Szpilką wpiętą skośnie zaznaczam przyszły róg dolnej krawędzi – miejsce przecięcia się zaprasowanych brzegów.



Składam całość tak, żeby punkty zaznaczone wcześniej na krawędziach nałożyły się na siebie, a brzeg złożył się na rogu.



Przeszywam od rogu punktów na krawędziach do rogu.



Składam i zaprasowuję dodatki na szwy. Jeśli materiał jest gruby – można je przyciąć.



Wywijam na prawą stronę – i proszę. Idealny narożnik. Jedna krawędź ma 4 cm, druga – 3, a szew biegnie równiutko od rogu do miejsca stykania się obu.



To samo robię na drugiej części rozcięcia. Tam asymetria krawędzi jest jeszcze bardziej widoczna, a szew i tak jest idealny ;-)



Podłożenie i rozcięcia podszyłam oczywiście ręcznie.

Gdzie ten tytułowy bling?

Ano – tu ;-) Rozcięcia są prawdziwe, ale zszyte na stałe guzikami. Miały być duże i błyszczące ;-) Może są trochę „za”, ale kupiłam tez inne guziki, mniej efektowne – i spodnie od razu posmutniały...



Takie mają być! Połyskujące i przyciągające oko!

Może i dobrze, że spodnie okazały się wiosenne, a nie zimowe – miałabym problem z doborem butów, a tak – jakiś wybór jest ;-) Najbardziej jestem zadowolona, że spodnie leżą idealnie – żadnych poprawek, nic, absolutnie nic nie musiałam przy nich dłubać – oprócz skracania tu i ówdzie!



A materiału jeszcze mi zostało – powinno starczyć na żakiet ;-) Już mi nawet chodzi po głowie... Już wiem, jaki bym chciała... Oby tylko spodnie się nie „znosiły”, zanim uszyję żakiet ;-)














Bluzka niepojęta – czyli znów trochę o dzianinie

$
0
0
Uszyłam bluzkę, ale nie mam pojęcia zupełnie, dlaczego akurat tę. Fason trochę oklepany, materiał – czarna bawełniana dzianina, a przecież idzie wiosna i aż się prosi o żywe, jasne kolory...

Na swoją obronę mam tylko to, że materiał leżał już pod ręką, czarna bluzka to element programu obowiązkowego każdej szafy, a z wiosną ma tyle wspólnego, że ma rękaw 3/4...

No i niepojętość postu ma jeszcze jeden aspekt – niepojęcie źle wyszły zdjęcia, a niby światła było dość...

Wracając do bluzki - jak zwykle ostatnio – Knipmode, dodatkowy zeszyt do numeru marcowego z 2011 roku. Na zdjęciu jej oczywiście nie widać, więc odpuszczę sobie zdjęcie.

Cóż mnie w trakcie krojenia i szycia spotkało po drodze, o czym jeszcze nie pisałam? Może sposób, w jaki kroiłam elementy rozszerzające albo zwężające się do dołu? Dokładniej – na poziomie dodatków na szwy? A jeszcze dokładniej – rękawy oraz dolne części przodu i tyłu?

Warto zastanowić się i zdecydować w takim przypadku od razu, jaka będzie ostateczna długość tych części. Wykrój rękawa skróciłam, bo mam krótsze ręce, a za tym od razu poszło zwężenie go do dołu, żeby zachować proporcje. Zwykłe ciachnięcie wykroju od dołu skutkowałoby rękawem szerszym u dołu, niż powinien być. Nie było z kolei potrzeby zwężania go robiąc zakładki nad i pod łokciem – bo rękaw niezwykle prosty w formie. Zdecydować trzeba też, jaka będzie wielkość dodatków na podłożenie. W wypadku dzianiny standardowe 1,5 – 2 cm nie zdadzą egzaminu. Tak wąskie podłożenia z dzianin mają większą albo mniejszą tendencję do wywracania się, przekładania na prawą stronę pokazując to, co do pokazania nie jest przeznaczone. Im bardziej brzeg dzianiny roluje się po przecięciu jej w poprzek, tym ta skłonność większa. Lepiej jest dodać 3-4 cm na podłożenie, bo tylko taka szerokość gwarantuje, że niespodzianek z wywijaniem się nie będzie.

Mając taki plan ułożony można się zabrać za krojenie – a tu z kolei trzeba pamiętać, że zwykłe przedłużenie części, które się poszerzają albo zwężają do dołu, zupełnie nie zda egzaminu. Po podwinięciu sporego zapasu okaże się, że podłożenie sprawi kłopoty podczas przyszywania - będzie za obszerne – albo za skąpe.

W takich razach robię jak tu: zostawiłam więcej zapasu na dolnych krawędziach wykroju, dodałam 4 cm na podłożenie, które następnie założyłam do góry, na wykrój, i docięłam zgodnie z zapasami na szwy na dole rękawa.



Dekolt bluzki wykończony jest obłożeniami skrojonymi łącznie z częściami przodu. Podkleiłam je paskami sztywnika mając papierowy wykrój wciąż przypięty do skrojonych przodów, bo dzianina jest bardzo cienka i na pewno rozciągnęła by się na skosach.

Podkleiłam sztywnikiem odszycie tyłu i przyszyłam do podkroju szyi. Teraz przyszło mi zszyć szwy ramion. Na linii ramion – równoległe, ale na odszyciach – już nie bardzo...



Najpierw spięłam szpilką nasadę obłożeń dokładnie w miejscu, gdzie brzegi obu części przestają się ze sobą „zgadzać” i nie dają nałożyć na siebie. Potem spięłam linię ramienia.
Zszyłam szew ramienia, igła maszyny znalazła się w miejscu wbicia pierwszej szpilki.



Z igłą wbitą w materiał podnoszę stopkę maszyny i przekręcam zszywane brzegi, układając je równolegle.



Szyję do końca szwu. Po wywinięciu obłożeń pod spód widać, jak wszystko ładnie się układa.



Jakoś trzeba wzmocnić szew ramienia. To będzie najbardziej obciążony szew bluzki. Zwykle wszywa się albo paseczek dzianiny, z której szyje się dana rzecz /błe.../, albo tasiemkę ze skosu /nie mam pod ręką/, albo wąską silikonową gumkę /tym bardziej nie mam/. Z tego, co pod ręką – zastanawiam się nad satynową wstążeczką /jakoś mi nie pasuje/ albo wąską czarną gumką /za sztywna/... I wtem – olśnienie! Moja bluzka? Chcę ładnie? I starannie? Czarny kordonek, igła – i wyszywam rząd łańcuszka tuż nad szwem ramienia. Prawda, że to najładniejsza wersja?



Upinam zakładki na przodzie, zszywam dolne części bluzki, zszywam szwy boczne, potem – górę z dołem. Zabieram się za rękawy – zszyłam szwy boczne – i tak teraz wygląda dół rękawa z podłożeniem:



Zaprasowuję do wewnątrz obrzucone podłożenie. Zabiorę się teraz za przyszycie go podwójną igłą, podobnie jak to robiłam w sukience na wakacje. Tym razem dzianina jest zdecydowanie bardziej wiotka i na pewno nieco się pod stopką maszyny rozciągnie. I szew będzie pofalowany. Nie zawsze się go da przywrócić do porządku prasując żelazkiem.

Trzeba przeanalizować sytuację. Dzianina rozciąga się pod stopką. Dlaczego? Bo transporter ja przesuwa i w trakcie tego naciąga. Maszyna przeszywając ścieg utrwala to rozciągnięcie i mamy pozamiatane.

A na ile rozciąga się dzianina? Na tyle, na ile rozciąga się jej najmniej rozciągliwe włókno... No to dorzucę jej takie.

Przyfastrygowuję podłożenie do wierzchu rękawa robiąc to dokładnie na takiej wysokości, na jakiej będzie przebiegał szew podłożenia. Fastryguję porządnie, wiążąc supełek na początku nici, a koniec szwu zabezpieczając tak, żeby się fastryga nie poluzowała. Musi być lekko napięta i stabilna.



Dokładam maszynie drugą szpulkę nici, zakładam podwójną igłę i szyję po prawej stronie tak, żeby fastryga znajdowała się między igłami. Można się posłużyć taką stopką z uwagi na lepsze pole widzenia, albo stopką przeźroczystą. Transporter podciąga materiał, ale ten z kolei się nie rozciąga, bo przytrzymuje go fastryga.







Paskudne zdjęcie... Fastryga wypruta, szew jeszcze nie przeprasowany. Widać mimo tragicznej jakości zdjęcia, że dzianina nie faluje.



Dla porównania, żeby nie było, że to sprawka maszyny, która pewnie dzianiny nie rozciąga wcale ;-) Taki sam szew, uszyty wzdłuż obrzuconego brzegu, ale „od ręki”, bez fastrygowania. Widać falowanie...



Wszyłam rękawy, podłożyłam dół bluzki. W sumie – szyło się ją lekko, łatwo i przyjemnie... Tak, żeby nabrać chęci do uszycia następnego ciuszka... Wiosennie jakby – mimo śniegu za oknem i czerni dzianiny...



No i dziś minął równo rok do pierwszego wpisu... :-)




Zgłoszenie poszło...

$
0
0
Namówiona, ba – przekabacona, żeby wziąć udział, przez Bezdomną Wiolettę z Szafy– wysłałam zgłoszenie. Poszło i zostało przyklepane przez organizatorów. Zgłoszenie do konkursu Łucznika na Szyciowy Blog Roku 2012. Akurat czasowo bardzo ładnie mi się zamknęło – bo równo rok temu zaczęłam bloga pisać i publikować.



Serdecznie zapraszam do głosowania, które zacznie się 18 marca i będzie trwało do 26 marca. Z góry dziękuję za każdy głosik.

Co z tego wyjdzie? Nie wiem ;-) Jeśli nic – szat rwać nie będę, bo czy ma sens niszczyć swoje dzieła? :-)

Autopromocja

$
0
0
Dziś zakupiony numer wiosenny "Szycia krok po kroku"...




Duma mnie rozpiera...


Wywody filozoficzne – czyli jak przy szyciu nie zwariować.

$
0
0
Przeziębienie jeszcze mnie trzyma, mocy do szycia brak, chociaż kolejne tkaniny zakupione... Tyle dobrze, że wiosna nie przychodzi i w związku z tym okrzyk: „Nie mam się w co ubrać!” jeszcze przede mną...

No to chociaż pofilozofować mogę, chociaż umysł jeszcze nie całkiem przytomny...

Bo mówiłam nieraz, że lubię szyć, bo mam czas na dumanie? Mówiłam. Na pewno. I jednym z tematów, który przydumał się do mnie podczas szycia jest właśnie ten – jak przy szyciu nie zwariować.

Szał człowieka nieraz przy maszynie ogarnia. Bo albo maszyna szwankuje, albo ciuch nie leży, albo w ogóle – nie tak miało być, jak wychodzi.

Weźmy taki przykład – mam odpowiednią ilość czasu, zatem nie szyję „na wczoraj”, okoliczności są sprzyjające – czyli nikt mi się nie kręci pod nogami i nie odrywa od pracy, muzyczka włączona taka, jaka lubię /czyli – ani nie spowalniająca, ani nie nadmiernie ekscytująca/, maszyna sprawna - a szycie nie idzie, wulkan we mnie wzbiera...

Trzeba sobie zrobić małe pranie mózgu. To najlepszy sposób na odsunięcie od siebie szaleństwa. Przekonać samą siebie, że nie jest się najlepszym krawcem pod słońcem i nie umie się wszystkiego /a jak tu winić kogoś za szczerość/, że maszyna tu nic nie jest winna /i to się okazuje prawdą w 90 % przypadków/, a gotowy wykrój z Burdy czy innego czegoś naszym przyjacielem jest.

Mózg wyprany jest jaśniejszy, pracuje lepiej i nie zacina się.

Szycie nie idzie – zamek krzywo się wszywa, materiał się rozłazi, szwy się skręcają... To nie przez szpilki wbijane przez właścicielkę konkurencyjnego bloga w laleczkę voodoo z moją podobizną... Coś źle zrobiłam. Pośpieszyłam się. To podstawowy błąd, za który teraz płacę. Nie podprasowałam sztywnika – bo przecież materiał wydawał się taki zwięzły. Źle go oceniłam. Nie przyfastrygowałam – bo wydawało mi się, że dam radę przyszyć równo. Przeceniłam swoje możliwości. Niedobrze ułożyłam części wykroju na materiale. Wydawało mi się, że to nie ma aż takiego znaczenia. Źle dobrałam materiał. Zafascynował mnie kolor, a nie wzięłam pod uwagę, że z „tego” materiału „taki” fason to będzie jedna wielka wpadka...

Nie ma co się biczować, zalewać łzami i pomstować grubym słowem. Każda kolejna rzecz, każde kolejne szycie to nauka. Za każdym razem albo się czegoś nowego uczę albo przynajmniej utwierdzam się w tym, czego już się dowiedziałam. Albo praktyką potwierdzam teorię. Nawet najbardziej nieudany ciuch, taki, którego się ani razu nie założy, jest inwestycją w krawiecką przyszłość. Jakoś tak jesteśmy przecież skonstruowani, że najlepiej uczymy się na własnych błędach. Trzeba się tylko umieć do nich przyznać.

Przypadek drugi - maszyna nagle szwankuje. Zamiast wyrzucać ją za okno – cierpliwie zakładam na nowo nitki, przypominając sobie, jak tam było z tym podnoszeniem stopki i w którą stronę ma się kręcić szpulka w bębenku. Jeśli przed momentem szyła dobrze, potem zerwała nitkę i już nie chce współpracować – do warto przetrzepać bębenek w poszukiwaniu farfocla z nitki albo materiału. Jeśli zmieniało się nitkę górną – sprawdzić, czy w naprężaczu nie pozostał kawałek nitki z przeciąganego przez naprężacz „ogonka”. Zmienić igłę. Odwrotnie założyć szpulkę. Rzucić okiem w instrukcję, która zawsze powinna być pod ręką, nawet po latach. Pogłaskać maszynę albo jej pogrozić. Na pewno się opamięta.

I przypadek ostatni – kiedy to szyło się lekko, łatwo, przyjemnie, a co najważniejsze – szybko – a ciuch nie leży... A korzystam ze sprawdzonych źródeł wykrojów? A czy na pewno sukienka na modelce wygląda na dopasowaną w takim stopniu, jak chciałam? A sprawdziłam swoje wymiary i porównałam z tabelą? A czy mam świadomość, że mam niewielką skoliozę albo opadające ramię? A dobry rozmiar wybrałam – nie w oparciu o rozmiar z metki ciucha, który ostatnio kupiłam? A czy dobry rozmiar wykroiłam? A naniosłam poprawki na papierową formę zgodnie z moimi proporcjami ciała /lub ich brakiem/ ? A wybrałam właściwy rodzaj materiału? Jeśli tak – to ciuch może być w zasadzie tylko za luźny. Za ciasny z reguły nie bywa.

I teraz – po raz pierwszy – dodaję sobie otuchy...

Coco Chanel podobno nie robiła szablonów, a do szycia podchodziła praktycznie, upinając materiał na modelkach. Doprowadzając pokłute szpilkami biedaczki do płaczu ze zmęczenia i bólu. Michał Anioł powiedział, że w bryle marmuru widzi swoją przyszłą rzeźbę i jego zadanie polega na odrzuceniu niepotrzebnych warstw kamienia. Więc jak Coco upinam szpilkami za dużą tu i ówdzie sukienkę, wyrównując niepotrzebne fałdki, kierując tkaninę tam, gdzie chcę. Nadając całości kształt taki, jaki chcę. Tuszujący to, co chcę zatuszować, podkreślający co chcę podkreślić. Nie walczę z materiałem, chcę go tylko przechytrzyć. Żeby zaczął ze mną współpracować. Na pewno zacznie, muszę tylko znaleźć na niego sposób. I jak Michał Anioł stopniowo zwężam ramiona, dopasowuję centymetr po centymetrze talię, pogłębiam zaszewki – odrzucając tyle materiału, ile potrzeba, żeby zostało to, co zostać musi. Żeby sukienka wyglądała tak, jak ją sobie wyobrażałam biorąc w rękę materiał... Przymierzam, przymierzam, przymierzam... Jakie to szczęście, że podczas pierwszej przymiarki sukienka była wystarczająco luźna... W przeciwnym razie - cóż mogłabym z niej wycisnąć? Na ile ingerować?

Rozmarzyłam się... Szał mija...

Czego i wam życzę.

Wiosna panie sierżancie – czyli spódnica lekko odchudzona

$
0
0
Wiosna przyszła do spółki z latem i zewsząd słychać przerażone głosy: Nie mam się w co ubrać!... Pod moimi oknami też...

Wywlokłam zatem z jednego z pudeł materiał zakupiony dawno temu na wiosenno-letnią spódnicę i zabrałam się do dzieła.

Spódnica z Knipmode 01/2012, model 11



Odpuściłam sobie dekoracje na karczku – bo i tak nie będę nosić bluzek do środka, a w takim układnie dodatkowe pogrubienie pod bluzką niespecjalnie by mi się przysłużyło.

Chwilę zastanawiałam się – dodawać podszewkę czy nie – i zdecydowałam, że jednak tak. Materiał to bawełna z elastanem, średniej grubości – czyli ubiorę ją raczej nie w dni o ekstremalnie wysokich temperaturach, a gdyby jesienią czy wiosną założyć rajstopy – to podszewka może być wręcz konieczna. Nie lubię ryzykować stresu podchodzenia spódnicy do góry, wciskania się między nogi i innych takich przygód z elektrycznością ;-)

Widzę, że znów zrobiły mi się miliony zdjęć, a zatem – żeby czasu nie marnować...





Spódnica skrojona, na krawędziach wlotów kieszeni oraz wzdłuż lewego boku tyłu /tam, gdzie będzie wszywany zamek/ przyprasowałam paseczki sztywnika. Słabo go widać, ale jest tam na pewno :-). Taką czynność jak stabilizowanie brzegów sztywnikiem trzeba robić w pierwszym etapie, najlepiej – przed odpięciem papierowej formy. Każde podniesienie, przyłożenie do siebie, nie daj Boże – przymiarka – to ryzyko rozciągnięcia się brzegu i zapowiedź trudów przywracania poprzedniego stanu. O ile się da.



Spódnica ma na przodzie zakładki po bokach i większą zakładkę w formie kontrafałdy na środku. Przed skrojeniem podszewki do przodu poskładałam te zakładki na formie /spódnica po poskładaniu zakładek ma kształt trapezu, więc podszewka nie będzie za wąska/ i dołożyłam formę worka kieszeni z karczkiem biodrowym, uzupełniając linię boku.



Wewnętrzna część worka kieszeni skrojona z podszewki – w zasadzie powinna być skrojona po odcięciu części karczka biodrowego, ale ja mam inne plany... Zagięłam ją tylko. Poza tym – wg projektu powinna być skrojona z materiału wierzchniego, ja jednak chcę spódnicę trochę odchudzić – żeby nie miała tylu warstw materiału, była możliwie przewiewna, a poza tym kieszeń mogłaby się odciskać na wierzchu.



Tę część – worek kieszeni z karczkiem biodrowym – skroję po części z podszewki, ale żeby nie było jej widać zerkając w kieszeń z boku – odcinam karczek biodrowy parę centymetrów dalej niż linia wlotu kieszeni. Przerywaną kreską narysowałam sobie pomocniczą linię kierunku materiału. Żeby nic niespodziewanego się nie działo.



Część skroiłam z materiału spódnicy, część – z podszewki.



Tak to wygląda po zszyciu. Jeszcze raz złożyłam części formy i porównałam z tym, co mi wyszło ;-) Dwa milimetry na szwie w jedną albo drugą stronę dają cztery milimetry różnicy po całości – a to bardzo dużo jak na worek kieszeni.



Worek kieszeni przyszyty do wlotu kieszeni – prawą do prawej.



Szew przeprasowany, worek odwrócony do wewnątrz, przestębnowany.



Doszyta druga część worka, całość obrzucona.



Przyprasowałam sztywnik na krawędziach karczków – przedniego i tylnego – po lewej stronie, oraz wzdłuż górnej krawędzi. Na górną krawędź mogłam raczej przyprasować paseczek cięty z prostego, a nie ze skosu, bo lepiej by ją ustabilizowałby – pasek se skosu nie spełnia oczekiwanej funkcji, bo krawędź i tak się rozciąga – przez nieszczęsny elastan zawarty w materiale... Jak ja takich materiałów nie lubię... Ale nadruk mi się podobał, i grubość materiału jest w porządku...

Naprasowując kawałki sztywnika na brzegi skrojonych części najlepiej robić to podkładając papier – chroniąc deskę do prasowania przed zabrudzeniem klejem, który czasem lubi zdradziecko przenieść się na prasowane rzeczy – a wtedy może je zniszczyć, bo taki klej nie zawsze łatwo usunąć... Nie mówiąc już o brudzeniu stopy żelazka klejem...

A jak się już żelazko wybrudziło – to trzeba je wyczyścić. Najprostszą metodą – na drewnianą deskę kuchenną kładziemy kartkę papieru, który grubo posypujemy garstką soli. Żelazko mocno nagrzewamy – i prasujemy sól, mocno dociskając żelazkiem. Resztki upartego brudu usuwamy pocierając żelazkiem o kant deseczki przykrytej papierem. Zabieg trwa 2-3 minuty, żelazka nie trzeba po nim myć, czekać na ostygnięcie itp.



Paprochy brudów widać i na soli, i na brzegu deseczki. Robiłam tak i żelazkiem ze stopą stalową, i z ceramiczną – nic to im nie zaszkodziło.



Ułożyłam zakładki na przodzie spódnicy, a środkową kontrafałdę zszyłam tymczasowym szwem, żeby nie rozsunęła się podczas szycia. Wypruję go na samym końcu.

Zszyłam karczki i dół spódnicy szwami na prawym boku, przyszyłam karczki wewnętrzne do zewnętrznych wzdłuż górnego brzegu, a następnie – karczek do dołu spódnicy.



Będę się zabierała za wszywanie zamka i na tym etapie najważniejsze jest, żeby linie szwów łączących karczek ze spódnicą oraz wysokość karczka po obu stronach zamka były styczne i równe. Bo w przeciwnym razie – zamek trzeba będzie odpruwać, żeby je poprawić...


Przyszywam jedną taśmę zamka. Nie silę się na doszywanie go na dole aż do samego końca. Szyję na tyle, na ile dopuszcza mnie stopka. Nie ma potrzeby wysilania się i doszywania zamka „na maksa”.



Zapinam zamek i zaznaczam nacięciem linię szwu między dołem spódnicy a karczkiem na nieprzyszytej jeszcze taśmie zamka.




I to będzie miejsce, w którym /po rozpięciu zamka/ w pierwszej kolejności przypnę drugą taśmę zamka do drugiej krawędzi boku spódnicy.



Zamek wszyty z obu stron – szew na dolnym końcu wciąż jeszcze otwarty.

Zszywam teraz szew boczny spódnicy, szyjąc od dołu i kończąc go 3-5 cm poniżej końca szwów mocujących zamek.



Zmieniam stopkę, by móc szyć możliwie blisko zamka i uzupełniam brakujący odcinek szwu. Znów – bez przesady z doszywaniem. 5-milimetrowy otworek pomoże ostatecznie dopasować brzegi materiału a i tak zamknę go rygielkiem na wierzchu spódnicy, pod zamkiem.



Zamek wszyty.

Zszywam teraz prawy bok podszewki, a lewy – od dołu do mniej więcej 5-7 cm poniżej końca zamka.



Przyszywam podszewkę do wewnętrznego karczka spódnicy. Zapasy na szwy części wierzchnich zaprasowuję do góry, na karczek – a części wewnętrznej – w dół. To też w ramach odchudzania – tym razem szwu łączącego karczek z dołem spódnicy. Teraz będę wykańczać zamek podszewką... Na odcinku karczku taśma zamka będzie ukryta w szwie, natomiast niżej – podszewka będzie doszyta tylko do taśmy zamka, nie do materiału spódnicy, nie chcę tego robić jednym szwem - więc zacznę od doszywania podszewki do zamka.



Spódnicę wywracam na lewą stronę, prawą stronę podszewki układam na prawej stronie wierzchu. Karczki spinam szpilką i przyszywam podszewkę do taśmy zamka – w takiej odległości, w jakiej poprowadzę później szew wzdłuż brzegów karczku. Szew zaczynam na linii łączenia karczku ze spódnicą, a kończę nie doszywając go do końca taśmy. Szyję możliwie blisko ząbków zamka. To samo robię na drugim brzegu.



I tak to wygląda.



Zaglądam na lewą stronę podszewki i spinam otwór, który pozostał w szwie. Zszywam go pozostawiając nie zszyte 0,7-1 cm od góry.


Ten kawałeczek nie zaszytego szwu będzie układał się pod skosem w literę V. Zaprasowuję go i przeszywam rygielek, mocując podszewkę do zamka i zabezpieczając szew przed rozdarciem.



Wracam do nie zaszytych boków karczku. Górną końcówkę taśmy zamka wywijam na zewnątrz, w kierunku dodatków na szwy i zszywam karczki szyjąc blisko ząbków zamka.



5-milimetrowy otworek na dole zamka zaszywam rygielkiem mocując zamek /bez tego rygielka będzie miał skłonności do odpruwania się na dole, co się bardzo często zdarza/.




Wykorzystując stopkę do ściegu owerlokowego zszywam obie warstwy spódnicy /wierzchnią i podszewkę/ prowadząc igłę w szwie łączącym karczek i spódnicę.

Podszewkę podwinęłam dwukrotnie i przeszyłam prostym ściegiem, natomiast dół spódnicy podłożę ściegiem krytym.



Obrzucony dół zaprasowuję na szerokość przyszłego obrębu. W tym przypadku – na oko, mniej więcej 3 cm. Spinam szpilkami wbijając je bliżej dolnej krawędzi, od prawej strony – dzięki temu nie będę miała z nimi kontaktu podczas szycia :-)



Spięte podłożenie odwijam na prawą stronę spódnicy /czyli na zdjęciu - pod spód/, zostawiając ok. 4-5 mm brzegu, po którym będę prowadzić szew.



Zakładam stopkę do ściegu krytego. Kręcąc śrubką do regulacji po prawej stronie stopki przesuwam białą „łopatkę”, od której zależy, jak daleko pod igłę podsunie się brzeg złożonego materiału. Docelowo – igła ma łapać jak najmniej, dosłownie niteczkę materiału. W przeciwnym razie – albo wbije się za daleko, jak na tym zdjęciu, i po prawej stronie materiału powstanie długi, pionowy ścieg, prostopadły do krawędzi spódnicy. Niefajnie.



Albo – jak na tym zdjęciu – podkręcona jest za bardzo i igła nie spotka się ze złożeniem w ogóle i nie złapie wierzchu. Podłożenie w tym miejscu nie będzie podszyte.

Mój materiał w zasadzie nie kwalifikuje się do szycia ściegiem krytym. Jest bardzo „płaski” - i uchwycenie choćby jednej nitki będzie widoczne na prawej stronie. Nawet podszywając ręcznie ciężko byłoby to zrobić tak, żeby nie było śladu. Za to im grubszy, bardziej puszysty materiał – tym lepiej. Na wełnie czy dzianinie jest szansa uszycia go zupełnie niewidocznym. Bardzo pomaga zastosowanie nici monofilowych – cieniutkiej, przezroczystej /albo ciemnej, dymnej/ żyłki, która w zasadzie nawet jeśli jest widoczna, to jest niewidoczna ;-) Tyle, że moja spódnicę będę prasować w dość wysokiej temperaturze i żyłka albo się przepali, albo skruszeje z czasem od temperatury... Bez sensu...



Miejscami widać, miejscami – nie...

Ponieważ po rozłożeniu podwiniętego szwem krytym brzegu „kropeczka” z nitki, którą się szyło, jest w zasadzie „kreską” - jakość szwu bardzo poprawia poluzowanie naprężenia górnej nici, które może być dużo luźniejsze, niż do normalnego szycia. Podkładana warstwa nie jest wtedy mocno przyciągana do warstwy wierzchniej i podłożenie układa się bardziej naturalnie.



No i tak to wyszło...








Tam i z powrotem - czyli jak to z elastanem było...

$
0
0
Króciutko tym razem...

No i znów rozczarował mnie materiał z elastanem. Pisałam już, że ich nie lubię. Pojechałam w spódnicy z poprzedniego postu na zlot forum "E-krawiectwo"  /rewelacyjny jak zawsze - dziękuję wam, dziewczyny, dziękuję wam, chłopaki!/ - i wróciłam w spódnicy większej o co najmniej rozmiar... Mam nadzieję, że po praniu znów się "wstąpi". Potem znów rozciągnie i tak w kółko... Chyba jednak trzeba słuchać się Burdy i tkaniny rozciągliwe traktować nieco inaczej. Rozmawiałyśmy o tym na zlocie - że wpadła mi w okowskazówka w Burdzie, żeby spodnie z materiałów rozciągliwych kroić tak, żeby materiał rozciągał się po długości spodni, nie po szerokości. Doszyłyśmy do wniosku, że jest w tym dużo logiki, bo zwłaszcza w rurkowatych spodniach braki luzu będą dokuczały przy siadaniu i zginaniu kolan - czyli wtedy, kiedy tak naprawdę długość siedzenia w spodniach i długość nogawek powinna się wydłużyć. Nie brzmi jasno... Ok. Długość rękawa mierzymy wzdłuż lekko zgiętej w łokciu ręki, bo wtedy jest większa, niż gdy ręka jest prosta. Rękaw wpuszczony w mankiet zawsze jest lekko zbluzowany i tam podziewa się ten nadmiar długości. W spodniach z prostą do dołu nogawką tego nie zrobimy. Na żywej nodze nadmiar "materiału" mamy zapewniony w postaci "zapasu" skóry na kolanie - tkanina nam tego nie zapewni. Nierozciągliwa albo rozciągliwa wszerz - rozepchnie się na kolanie i tak zostanie, rozciągliwa wzdłuż - rozciągnie i przynajmniej częściowo wróci do poprzedniego stanu.

Krojenie po szerokości kusi /przytyję ździebko, a spodnie czy karczek spódnicy będą dalej dobre, nie będę ich musiała dokładnie dopasowywać, bo same się ułożą i inne tego typu mity/, ale mści się okrutnie właśnie takim zachowaniem gotowej rzeczy, jakim potraktowała mnie spódnica... Jedyne wyjście teraz - to porozpruwać ją tu i ówdzie i podkleić /może nawet lepiej - podszyć/ karczek sztywnikiem... Czyli zrobić to, czego robić nie chciałam - dodać kolejną warstwę, która niepotrzebnie spódnicę ociepli... Tylko muszę się jakoś zmotywować...

Ale może to ociepli jej wizerunek w moich oczach...

Podstawy – skracanie rękawów

$
0
0


Maszyna do szycia służy nie tylko do szycia „od nowa”, jak powszechnie wiadomo. Zdarza się, że to czy owo trzeba poprawić czy naprawić, skrócić, wymienić, przerobić…

Skoro przytrafiła mi się konieczność skrócenia rękawów w żakiecie – postanowiłam i to zadanie obfotografować i uwiecznić. Może komuś się przyda, może ktoś będzie szukał podpowiedzi, jak sobie poradzić z za długimi rękawami w płaszczu, żakiecie, marynarce… Czyli części garderoby zaopatrzonej w podszewkę.

Przyszło mi skrócić rękawy żakieto – płaszczyka z rodzaju flauszu o całe 5 centymetrów.



Znalazłam tajemne miejsce, przez które dostanę się do lewej strony żakietu. Z reguły jest to szew znajdujący się w podszewce rękawa, szyty jako ostatni w procesie produkcji. I jest zaszyty od prawej strony, są to po prostu dwie krawędzie podszewki złożone ze sobą i przeszyte po wierzchu.



Jeśli go wypruję i ponownie zszyję – nic się nie zmieni w dotychczasowym wyglądzie żakietu ani podszewki. A lubię robić wszelkie poprawki czy naprawy według tego, jak dana część odzieży była traktowana w fabryce, nie dodawać nic od siebie – ani nie odejmować niczego.

Czasem zdarza się, że mogę odnaleźć tego szwu. Dana rzecz była inaczej szyta, inaczej wykańczana. Nie głowię się wtedy długo - po prostu rozpruwam kawałek - 15-20 cm. szwu podszewki w rękawie, nawet tego zszywanego od lewej strony.

Przez otwór w podszewce wsuwam rękę i wyciągam rękaw  - widziany teraz lewą stroną do wierzchu.




Jak widać – brzeg rękawa ani nie był wzmacniany sztywnikiem, ani jego krawędź nie była przyszyta do wierzchu rękawa. Taki jest styl żakietu – miękki, nie usztywniany, naturalnie układający się materiał.

Odmierzam najpierw, ile wynosiła odległość od szwu łączącego podszewkę z wierzchem rękawa do zaprasowanej krawędzi rękawa. Po to odmierzam, żeby po przeróbce zaprasować go na identyczną szerokość. W tym przypadku – 4 centymetry.

Obliczam, o ile muszę skrócić rękaw. Skróci się on nie tylko do miejsca cięcia nożyczkami, ale dodatkowo o szerokość zapasu na szew, czyli o odległość w jakiej będę zszywała wierzch z podszewką, odległość mierzoną od krawędzi materiału. U mnie będzie to standardowy jeden centymetr.

Czyli – mam skrócić rękaw o 5 centymetrów, ale obciąć go muszę o 5 minus 1, czyli o cztery centymetry od fabrycznego szwu, widocznego na powyższym zdjęciu. Rozpruwam ten szew i obcinam osobno rękaw wierzchni i podszewkowy, odmierzając 4 centymetry od śladu po szwie.

Zanim zszyje się rękaw z powrotem warto zastanowić się, czy skrócenie rękawa nie wpłynie na jego proporcje. Jeśli skracamy o sporo centymetrów, albo rękaw mocno zwęża się ku dołowi – skrócony rękaw będzie szerszy u dołu niż oryginał. Może to zmienić proporcje całego żakietu, po prostu wyglądać źle. Trzeba wtedy rękaw zwęzić do takiej szerokości na dole, jaką miał przed skróceniem. Oczywiście, zwężenie dotyczy i wierzchu, i podszewki.

Zaprasowuję doły rękawów do wewnątrz na szerokość oryginalnego podłożenia – plus 1 centymetr na zapasy szwu. Czyli – w tym przypadku 4 cm plus 1.

Wsuwam z powrotem rękaw wierzchni do rękawa z podszewki, lewą stroną do lewej. Sprawdzam, czy przypadkowo nie przekręciły się względem siebie. Żeby nie przekręciły się podczas przewijania na zewnątrz do zszycia - przy szwie rękawa zawijam do środka brzeg z materiału wierzchniego oraz brzeg z podszewki i składam je do siebie, szew do szwu, chwytam je razem tak, jak będą ułożone do zszycia. Znów korzystam z rozcięcia w szwie z podszewki, łapię złożony fragment i trzymając go pewnie wyciągam rękaw na zewnątrz.



Od tego miejsca zaczynam spinanie szpilkami wierzchu i podszewki, składając je prawą do prawej.



Zszywam wierzch i podszewkę rękawa i mimo, że w oryginale tego nie było – podszywam szerokim ściegiem Janina -  rodzajem krzyżyków, wykonywanym tak, że igłę wkłuwa się od prawej do lewej, natomiast ścieg posuwa się od lewej do prawej. Czyli igłę wkłuwa się „pod prąd”. W dodatku uważając, żeby nie przebić materiału wierzchniego na wylot. Akurat szyjąc flausz wielkiego problemu z tym nie ma – materiał ma wystarczającą grubość, żeby łapać tylko spodnie nitki tkaniny. Pracę ułatwia mi to, że podłożenie zaprasowałam już wcześniej i łatwo mi upilnować jego szerokość.



Ten ścieg musi być luźny, w zasadzie jego zadaniem jest nie tyle przyciągnięcie podłożenia do wierzchu /bo wtedy krawędź podłożenia mogłaby być widoczna/ co uniemożliwienie jego zbyt dalekiego odsunięcia się. Taka luźna smycz.

Rękaw wrócił na swoje miejsce, włożony przez rozcięcie w szwie podszewki. Teraz wystarczy już tylko wszystkie czynności powtórzyć wkładając rękę w otwór w szwie i sięgając po drugi rękaw poprzez plecy żakietu, między wierzch i podszewkę.

Na samym końcu zaszywam otwór w podszewce, maszynowo, składając brzegi otworu do siebie i szyjąc po prawej stronie.

I to tyle na ten temat.




Podstawy – skracanie tuniki, bluzki z zaokrąglonymi rozcięciami

$
0
0


Kolejny przeróbkowy post ;-) Krótki i zwięzły – jak nie mój ;-)

Tunika też nie moja – zostałam poproszona o skrócenie. Czemu nie? Przyda się kolejny wpis w blogu…




Jak widać, tunika kupiona w sklepie, w sieciówce, z litości nie podam, w której… Powód litości widać na zdjęciu. Koszmarnie zawinięte brzegi rozcięcia, szpetne z lewej, szpetne z prawej. Zapewne szwaczka uwinęła się z tym w pół minuty, ale efekt… Widzisz, a nie grzmisz? Rozumiem, że podkładanie, zwłaszcza dwukrotne, po zaokrąglonej linii nie jest łatwe i wymaga upchnięcia nadmiaru materiału gdzieś w szwie – ale upychać można na różne sposoby.

Najpierw odwinęłam całe podłożenie dołu włącznie z kawałeczkiem szwu bocznego na samym jego dole i rozprasowałam je. Tunikę miałam skrócić o 8 cm, podwójne zawinięcie zabierze z długości jakieś 1,5 centymetra – więc tunikę obcięłam o 6,5 centymetra. Jest troszkę dłuższa z przodu niż z tyłu – zapewne z powodu sporego rozmiaru, zatem łuki rozcięcia przodu i tyłu różnią się trochę.

Maszynę ustawiłam na najdłuższy ścieg prosty – czyli jak do marszczenia. Pracowałam nad każdym zaokrągleniem z osobna. Przeszyłam każdy łuk 3-4 mm od brzegu, kończąc szew po przeszyciu kilku centymetrów po prostej dolnej krawędzi. Ważne, żeby na początku i na końcu szycia pozostawić co najmniej 10-centymetrowe „ogonki” z nici – i tej z bębenka, i górnej.

Z jednej strony szwu przeciągnęłam jedną z nitek na drugą stronę i związałam w supełek z drugą  nitką – żeby nitka się nie wywlokła podczas ściągania. Na drugim końcu szwu odnalazłam nitkę z bębenka – słabiej naciągniętą – i zaczęłam ją ściągać, marszcząc brzeg.



Jak mocno zmarszczyć? Hm, to wychodzi samo podczas marszczenia. Brzeg sam zawija się do środka. Im mocniej ściągnę nitkę, tym szersze utworzy się podłożenie.



Zatem – ściągnęłam tak, żeby /w tym przypadku/ podłożenie nie było szersze niż 5-7 mm. Od razu potraktowałam je żelazkiem, żeby po pierwsze – ustalić jego szerokość, szerokość po drugie – ujarzmić i spłaszczyć marszczenie.



Gdyby dół tuniki był obrzucony /wykończony/ i podwinięty tylko raz – wystarczyłoby teraz go obszyć. Ale ja /jak już pisałam/ lubię kierować się sposobem wykończenia zastosowanym w oryginale. Zatem zabawę z maszynowym marszczeniem tym razem podłożonych już brzegów powtórzyłam jeszcze raz. Szyjąc najdłuższym ściegiem przez podwójnie złożony brzeg.

Zanim ostębnowałam dół bluzki, zszyłam boki bluzki przedłużając szew boczny aż do granicy rozcięcia, czyli do jego poprzedniej długości. Przeprasowałam szwy.



No i na samym końcu – przestebnowałam dookoła dół bluzki, szyjąc niewielkie rygielki tuż nad końcem rozcięcia.





Na pewno ładniej, niż w wersji sklepowej. :-) Upychanie i zmarszczenie samego brzegu widać tylko na lewej stronie. Na pewno pochłonęło dużo więcej czasu i dużo więcej nici, ale tym się właśnie różni szycie przemysłowe od miarowego albo domowego. Czym innym jest szycie na czas, na akord, byle szybko i tanio, a klient się na to i tak znajdzie – a czym innym szycie dla konkretnej osoby, nie wspominając już o szyciu dla przyjemności :-)

I niech teraz ktoś powie, że czyjeś szycie wygląda „jak ze sklepu”. To komplement miałby być, czy coś zupełnie innego?




Podstawy – skracanie spodni

$
0
0


Właściwie – nie każdych spodni, ale spodni mocno zwężających się do dołu. Takie miałam dziś „na warsztacie”.



Plan brzmiał: skrócić je o 4 centymetry.

Podwinięcie miało 3 centymetry szerokości – i takie będzie po wykończeniu. Czasem, kiedy miewałam dużo na głowie i pod maszyną, zaczynałam się gubić w tych cyfrach – zatem zaczęłam je zapisywać. O ile mam skrócić,  a ile miało oryginalne powinięcie. Mając utrwalone na papierze takie dane można sobie pozwolić na chwilę rozprężenia w myśleniu. Skracanie jest bowiem niebezpieczną czynnością, która może pociągnąć za sobą poważne konsekwencje – zwłaszcza  jeśli kawałek nogawki trzeba obciąć. Nożyczki potrafią być niezwykle zdradzieckie, a efekt ich działania jest nieodwracalny…

Mając zapewniony spokój umysłu odwinęłam doły nogawek i ciachnęłam je 4 centymetry od dołu.



Teraz okazuje się, na czym polega kłopot z podwinięciem takich spodni – zawinęłam dół o 3 centymetry w górę i dość dokładnie widać, że brzeg dołu jest krótszy o dość sporo w stosunku do linii, do której będzie podszywany. Próbując rozciągać dół – spowodujemy zmarszczenie na linii szycia.



Wyjścia są dwa. Zaznaczamy linię podłożenia /3 cm/ od dołu na każdym ze szwów i na nowo przeszywamy te 3 cm szyjąc ukośnie w dół po dodatku na szwy w kierunku na zewnątrz, czyli zmniejszając te dodatki. Rozpruwamy kawałeczek niepotrzebnego już oryginalnego szwu nogawki i rozprasowujemy poszerzoną w ten sposób nogawkę. Tak robimy wtedy, kiedy dodatki na szwy są na tyle szerokie, żeby materiału starczyło na uzupełnienie brakującego obwodu. A kiedy są za wąskie – musimy poradzić sobie inaczej.



Rozpruwamy szwy nogawek niemal do linii podłożenia – czyli tu na jakieś 2,5 cm. Szew nogawki ponad tym miejscem zabezpieczamy ryglując – szyjąc kilka ściegów wzdłuż szwu, dokładnie do miejsca rozcięcia, tam i z powrotem. Nie chcemy bowiem, żeby szew się pruł dalej. Obrzucamy dolne krawędzie. Zaprasowujemy je podkładając spodnie na 3 cm. Spinamy szpilkami uważając, żeby na całym obwodzie nie przekręcić podłożenia względem wierzchu spodni – ciągnęłoby potem na 100 %! Czyli – spinamy najpierw pośrodku przodu i tyłu /tu było wygodnie, bo spodnie mają zaprasowany kant – trzeba tylko pilnować, żeby kant na podłożeniu zgrał się z kantem wierzchu. Potem spinamy na szwach bocznych – nisko, przy samej linii zagięcia podłożenia, bo nie wiemy dokładnie, ile obwodu nam brakuje. No i w końcu spinamy resztę, odcinki między kantami a szwami bocznymi, a brakujący obwód dopasowujemy rozsuwając „widełki” rozciętych dodatków na szwy.



Tutaj widać szpilki przesunięte już do samej góry – bo w tzw. międzyczasie zaprasowałam dół spodni. I szpilki wpięłam przedtem na samej górze podłożenia, żeby po nich nie prasować. Mogą zostać wgniecione ślady w materiale, trudne do odprasowania.

Spodnie podłożyłam ściegiem krytym, jak tu : Zdjęcia nie wklejam, bo nie ma potrzeby :-)




Na szybciutko - bloglovin'

$
0
0
Oj, wolę płaszcz z podszewką uszyć, niż bawić się w informatyka...

Zdaje się, że zostaliśmy wszyscy zmuszeni do skorzystania z usługi bloglovin'. Cokolwiek to znaczy - ja już przerzuciłam listę obserwowanych przeze mnie blogów do tej właśnie usługi i teraz gimnastykuję się, żeby i mój blog do tego przystosować, umieszczając na nim odpowiedni odnośnik... 

Ciekawe, czy mi się uda... 


 Follow my blog with Bloglovin

Może byś mi spodnie uszyła – czyli Burda z polskiego na nasze, cz.1

$
0
0


„Może byś mi spodnie uszyła” pochodzi od mojej mamy. No i jak tu nie uszyć…

Będą szyte wg wykroju 141 z Burdy 03/2011, tyle że zgodnie z życzeniem zleceniodawczyni – w  wersji z nogawkami ¾ długości.






Skoro zabieram się za Burdę – postanowiłam trochę potłumaczyć z polskiego na nasze, o co w tych burdowych opisach w zasadzie chodzi. Nie ukrywam, wciąż bronię Burdy, tłumacząc rzekome niedoskonałości i niezrozumiałość opisów. Nie ma co, opisy zawarte w „zwykłych” numerach Burdy są w zasadzie opisami pomocniczymi, nie szczegółowymi, pomagającymi ogarnąć całość przez osoby mające doświadczenie w szyciu i znające fachowe określenia użyte w Burdzie. Zresztą - używane od lat w tej samej formie. Dla niedoświadczonych przewidziane jest „Szycie krok po kroku” wydawane również przez Burdę, a zaopatrzone w znacznie bardziej szczegółowe opisy i rysunki, oraz w takim samym stylu opracowane pojedyncze wykroje w „zwykłej” Burdzie, a wyróżnione tytułem „Krótki kurs szycia”.

Kiedy weźmie się w ręce numer Burdy, warto nie tylko skupić się na opisie konkretnego wykroju, a dokładnie przejrzeć całą wkładkę, zatytułowaną przecież „Burda – Instrukcje”.

Co znalazłam w tym numerze oprócz rzucającej się w oczy tabeli rozmiarów?
- „ABC pracy z wykrojem” – czyli opis znajdywania i odrysowywania wykrojów z arkusza,
- „Inne wskazówki pomocne w szyciu” – informacje o konieczności dodawania zapasów na szwy, o zużyciu materiałów niestandardowej szerokości i wzorze, o układaniu części wykrojów na materiale,
- „Najważniejsze ściegi ręczne” – rozumie się samo przez się ;-)
- „Najważniejsze ściegi maszynowe” – j.w.,
- poradę dotyczącą przenoszenia linii na delikatne i przezroczyste materiały,
- „Kryte zamki błyskawiczne” – sposób ich wszywania,
- „Flizelinowa taśma formująca” – informację o tym, co to jest i do czego służy.

Całkiem sporo.

Zawartość informacyjna wkładek różni się w zależności od tego, z jakimi tematami spotyka się szyjąca korzystając z danego numeru czasopisma.

Wracając do „moich” spodni…

Co my tam mamy…

„Spodnie rozm. 44,46,48,50,52”

Czyli – w takich rozmiarach oferowany jest wykrój. Rozmiary są podane w porządku rosnącym i w takiej samej kolejności podane są wszelkie wielkości, które w opisie zależą od wybranego rozmiaru. Zaraz to nam się unaoczni.  Będę szyła spodnie w rozm. 46, czyli drugim w kolei.

Długość boku ok. 112 cm /nasada paska 2 cm poniżej talii/, obwód nogawki na dole ok. 57 cm.”

Czyli – możemy na tym etapie zdecydować, czy musimy wprowadzać jakieś zmiany wynikające z naszego wzrostu /długość nogawki/ oraz upodobań /obwód nogawki/. Mamy do czego się odnieść oceniając, czy na ile spodnie są szerokie czy wąskie oraz czy „siedzą” w talii, czy wyżej albo niżej. To jest znacznie lepszy punkt odniesienia niż zdjęcie modelki, która przecież na 90 % ma inne proporcje ciała niż przeciętna użytkowniczka Burdy ;-) Szczególnie jeśli zależy nam na określonej szerokości nogawki – pomimo zdjęcia w żurnalu proponuję odmierzyć na miarce krawieckiej podany obwód, zamknąć go w kółko i ocenić tę wielkość, nawet wkładając w to kółko nogę.

Zużycie materiału: krepa szer.140 cm, dł. 2,10-2,10-2,15-2,40-2,40 m, gumka szer. 3 cm, dł.0,40-0,45-0,45-0,50-0,50 m, flizelina G785, zamek błyskawiczny dł. 16-16-18-18-18 cm, guzik.”

Czyli – szyjąc wg rozmiaru 46 /drugiego z kolei/ wybieram drugą z kolei ilość materiału, długość gumki oraz zamka. W tym przypadku – 2,10 m materiału, 0,45 cm gumki i zamek o długości 16 cm.

Kłopot sprawi flizelina – można kupić oryginalny produkt z tym oznakowaniem, ale na pewno będzie droższa niż „zwykły” sztywnik. Nie przejmowałabym się tym bardzo, użyję takiego, jakiego zwykle używam. Dodatkowo – zajrzałam na stronę Vlieseline – G785 jest lekkim sztywnikiem elastycznym w obie strony. W sumie – czy ta elastyczność jest tu niezbędna… Ale skoro spodnie mają gumkę z tyłu, to może pasek przodu podciągany podczas ruchu też ma tendencję do naciągania się i może ta tendencja jest uważana przez twórców projektu za pożądaną… Może… Na pewno nie jest to jednak warunek konieczny. Nie będzie elastycznego sztywnika. Na wszelki wypadek przeszyję pasek od wewnątrz razem ze sztywnikiem – żeby się nie odklejał w trakcie tegoż podciągania…

Nie traktowałabym też kwestii ilości gumki w sposób ścisły. Przecież guma ma różną elastyczność, ilość gumy potraktuję orientacyjnie.

Inne zalecane materiały – tkaniny z włókien mieszanych.”

Krótkie zdanie, a ile treści… Zamiast biegać po sklepach za krepą – możemy te spodnie uszyć w zasadzie z każdego materiału… Słowo „tkaniny” sugeruje nam, że nie jest to wykrój opracowany na dzianinę /co nie wyklucza jej użycia/, brak uwagi o konieczności zastosowania tkaniny elastycznej – że nie musimy szukać materiału z elastanem. Informacja o włóknach mieszanych jest tu podana najprawdopodobniej dlatego, że w opisie spodni na stronie ze zdjęciami jest wzmianka o elegancji zaproponowanego zestawu, a wiadomo, że spodnie z czystego lnu czy bawełny będą się raczej mocno gniotły, co nie każdemu kojarzy się z elegancją.

Podsumowując – te spodnie można uszyć z dowolnego materiału, także i bawełny czy lnu, a także i z dzianiny – tutaj już rozsądek musi podpowiedzieć, na ile dzianina musi być zwięzła, żeby efekt nie wyszedł tragiczny, a spodnie nie przypominały piżamy.

Przed skrojeniem – wykrój przekalkować z arkusza.”

I tu rzucamy okiem na ramkę z wyrysowanymi częściami wykroju. A w ramce napisano:

Części wykroju, od 21 do 25 na arkuszu C, zielony kontur”.

Czyli wiemy już, na którym arkuszu je odnajdziemy, jakie mają numery i jakiego koloru linie nas interesują. Dodatkowo – wyrysowano, jaki wzór linii odpowiada konkretnemu rozmiarowi.

Odnajdywanie części na arkuszu jest łatwiejsze, niż się zdaje po pierwszym rzucie oka na arkusz. Na brzegach arkusza znajdują się numery odpowiadające numerowi części wykroju, w dodatku wydrukowane w tym samym kolorze, w jakim poszukiwane przez nas linie. Jadąc palcem wzdłuż linii prostopadłej do brzegu arkusza od numeru części wykroju do środka arkusza natrafimy na ten sam numer powtórzony na arkuszu, przy konkretnej części.

zdj.1

Widać to jasno na zdjęciu 1 – szukana część ma numer 22, zielona dwudziestka dwójka znajduje się na brzegu arkusza, przesuwając palcem w górę natrafiamy na zielone 22 przy zielonych liniach. Nie ma wątpliwości – jesteśmy przy rysunku poszukiwanej części. Odszukujemy właściwy wzór linii i odrysowujemy wykrój. Ja robię to nakładając arkusz półpergaminu, półprzejrzystego białego papieru. Dla pewności można przedtem pociągnąć pisakiem wszystkie linie w interesującym nas rozmiarze, czyniąc je bardziej czytelnymi i widocznymi. O odrysowywaniu wykrojów pisałam już wcześniej tutaj.

„Części 23 i 23a skleić wzdłuż linii styku.”

Części duże i długie, które nie zmieszczą się na arkuszu, są dzielone i w zasadzie należałoby wyciąć dwie „podczęści”, a następnie skleić je w całość. Ja z reguły robię trochę inaczej – rysuję na arkuszu większą część, a następnie przekręcam arkusz tak, żeby linie styku /narysowana przeze mnie na półpergaminie i druga, znajdująca się na arkuszu na drugiej części wykroju/ nałożyły się. Doklejam brakujący kawałek papieru w konkretnym miejscu i dorysowuję drugą część wykroju. Przedstawia to zdjęcie 2. Ukośna kreska nic nie znacząca, to zwykły kiks ;-)


zdj.2



Teraz trudne zdanie:

Worek kieszeni z konturu części 22 skopiować do linii styku.”

Ki diabeł…  Znów – rzut oka na ramkę z częściami wykroju. I na opis części wykroju zamieszczony pod hasłem „Skroić”. 22 – boczny karczek biodrowy ze skrojonym z całością workiem kieszeni – 2 razy/.

Kopiując część 22 natknęliśmy się na takie napisy wzdłuż pewnych linii /zdj. 3 i 4/:


zdj.3




zdj.4



Tu wypadałoby się poużalać, że Burda nie sprzedaje się w Polsce w takich ilościach, żeby opłacało się drukować dla nas odrębne arkusze z wykrojami – opisane po polsku… Musimy pogimnastykować głowę – bo na 95 % o ile odnajdziemy te słowa w słowniku, to nie będzie tam tłumaczenia zgodnego z jeżykiem krawieckim. O ile pamiętam, w niektórych Burdach, we wkładkach z instrukcjami, można natrafić na słowniczki określeń znajdujących się na arkuszach. Na zdj. 3 mamy podpisaną linię styku, a na zdj. 4 – linię worka kieszeni.

Czy ktoś może skopiował słowniczek na swoim blogu?

Jak do tego dojść bez słowniczka? Porównując części wykroju wyrysowane w punkcie „Plany układu wykroju”. Na rysunku mamy umieszczoną część 22 i tak samo oznaczoną inna część, której kształt częściowo pokrywa się z poprzednią. Patrząc na linie znajdujące się na podstawowej części – wydedukowujemy, co należy odciąć.

Linia wszycia zamka błyskawicznego dotyczy rozm. 44. W rozm. 46-52 linię wszycia zaznaczyć w takiej samej odległości od środka przodu jak w rozm.44, zwracając uwagę na długość rozporka.”

W sumie – nic dodać, nic ująć – poza tym, że linia wszycia zamka też jest opisana na arkuszu.

Zapasy na szwy i podłożenie: radzimy dodać 1,5 cm na szwy i brzegi, 4 cm na podłożenie.”

Wszystko jasne.

„Plany układu wykroju. Materiał szer. 140 cm. Materiał złożyć zgodnie z planem wykroju. Jeśli materiał złożony jest na pół, jego prawa strona znajduje się w środku, jeśli jest pojedynczy – na wierzchu. Prawe i lewe części skroić symetrycznie.”

Tu też jasne.

Nie będę przepisywała punktu: „Skroić” w całości. Zatrzymam się tylko w dwóch miejscach.
  
„Pasek tyłu 2 razy z podwójnie złożonego materiału.”


zdj.5



Na zdj.5 widać część paska tyłu i tekst – środek tyłu, złożenie materiału, kierunek nitki.Jeśli jakaś część jest przewidziana do skrojenia z podwójnie złożonego materiału, to linia środka /czyli linia symetrii części/ pokrywa się z reguły z linią przebiegu nitki materiału. Czyli – materiał składamy zgodnie z przebiegiem nitki. Część układamy na materiale tak, żeby linia środka danej części pokrywała się z brzegiem złożenia materiału. Dodatkowo – odrysowując część na papierze zaznaczam sobie takie krawędzie strzałką, bo czasem można pomylić np. środek tyłu z linią boku i tak skrojone elementy na pewno dobrze leżeć nie będą ;-)

Co jeszcze warto wyczytać z arkusza i przenieść na papierową formę? Rzućmy okiem na zdjęcie 6 przedstawiające fragment paska przodu.


zdj.6



Punkty styczne. To cyferki znajdujące się w obrębie wykroju. Na zdjęciu - cyferka „5”, która powtórzy się na innej części wykroju – w tym przypadku na przodzie spodni. Punkty oznaczone tymi samymi cyferkami pokryją się ze sobą podczas szycia. To bardzo ułatwia pozbieranie się zwłaszcza w przypadku wieloczęściowych modeli. Jeśli się pogubimy i nie naniesiemy cyferek w trakcie kopiowania – możemy zajrzeć do ramki „Części wykroju” – tam też są zaznaczone. Łatwiej będzie zlokalizować je na poszczególnych częściach na arkuszu.

Środek przodu – wiadomo, co oznacza, ale dobrze wiedzieć, gdzie leży ;-)

Linia przebiegu nitki – kluczowa informacja, zwłaszcza w przypadku krojenia dużych elementów. Złe ułożenie części wykroju na materiale niemal gwarantuje „zwichrowanie” gotowej odzieży.

Co tam jeszcze trzeba skroić…

25 a – lewy spód rozporka dł. 17-17-19-19-19 cm, szer. 5 cm, gotowa szer. 2,5 cm.”

Czyli – kroimy osobną część wyrysowując ją samodzielnie – i do podanych wymiarów dodając dodatki na szwy. Gdyby nie trzeba było ich dodawać - byłyby tam jeszcze dwa słówka - "z zapasami".

„Wkład – szara część na planie wykroju”

Rzucamy okiem…

Uff,  jak na część pierwszą – wystarczy chyba…





Może byś mi spodnie uszyła – czyli Burda z polskiego na nasze cz.2

$
0
0


Zabieramy się za zszywanie w całość…

W sumie – powinnam edytować poprzedni wpis i dodać, że warto przenieść na papierowe wykroje wszystkie określenia podane przy liniach – chociaż można i zostawić w pogotowiu arkusz Burdy i zerkać tylko, gdzie jest linia czy punkt wspomniane w opisie. Z kolei – na materiał przeniesiemy wszelkie kreseczki oznaczające punkty i linie styczne, końce rozcięć itp. Kreski narysowane prostopadle do krawędzi wykroju przenosimy na zapasy szwów również w postaci prostopadłych znaków /kresek rysowanych ołówkiem krawieckim czy nacięć robionych nożyczkami/, Rysowane ukośnie – zaznaczamy jak przedłużenie skośnej linii przebiegające przez zapas szwu. Niby wyjdzie niżej albo wyżej niż na brzegu wykroju, ale zostanie zachowany kierunek linii. Jak zaznaczenie szpilkami na zdjęciu 1.


zdj.1


Na zdj. 1 jest widoczny tylko fragment papierowego wykroju, bo odcięłam już z niego worek kieszeni.

Wracamy do opisu szycia.

Daruję sobie akapit o kantach – w tych spodniach go nie będzie. Mam je szyć jak model 140, tyle że bez kieszeni, klapki i tuneli podłożenia.

Zszyć wszystkie zaszewki, zaprasować do środka” – czyli zaprasować je tak, żeby grzbiet zaszewki, złożona fałdka materiału była skierowana do linii środkowej spodni, więc nie w kierunku szwów bocznych.

Kieszenie w karczkach biodrowych: worki kieszeni przyszyć do wlotów kieszeni przodów prawą stroną do prawej.”

Co to karczek biodrowy i worek kieszeni wiemy już z etapu kopiowania wykroju. Wloty kieszeni przodów – to miejsca na przodach spodni, gdzie się kieszeń będzie zaczynała i przez którą będzie się wkładało rękę. Czyli – skośna linia.

Burda nie dodaje tu oczywistych oczywistości, jak konieczność naprasowania wzdłuż wlotu kieszeni paska flizeliny ciętego po prostej. Żeby go usztywnić i ustabilizować, zapobiec rozciągnięciu już na etapie szycia. Ale inne oczywistości, jak np. konieczność obrzucania brzegów materiału, też nie są dodawane.

Magiczne „prawą do prawej” oznacza „prawą stroną materiału do prawej strony materiału”. Każda ze skrojonych części ma swoją stronę prawą i lewą. Składając dwie części ze sobą tak, że w środku prawa strona materiału jednej części „przytula” się do prawej strony materiału drugiej części – mamy je złożone prawą do prawej. Szyjemy po lewej stronie materiału.

„Worki ułożyć w górę i przyszyć do zapasów tuż przy szwie.”

W jaką górę? Otóż kładziemy przed sobą części tak, jak gdybyśmy kładli gotowe spodnie. Układając coś w górę – układamy w kierunku górnego brzegu, w tym przypadku – w kierunku górnej krawędzi spodni. I przeszywamy szew tuż obok szwu łączącego worek kieszeni z przodem spodni, przyszywając worek kieszeni do zapasów szwów. Czemu tak kazali? Bo spodnie w tym modelu nie mają widocznych stębnowań, a takie przeszycie czy stębnowanie „porządkują” brzeg kieszeni – nie będzie się wykręcała na zewnątrz. Ja przyszyłam trochę dalej. Na zdjęciu 2 widać to ułożenie w górę i przeszyty szew.


zdj.2


Worki zawinąć pod spód, wyprasować brzegi.”

Komentarza nie trzeba.

„Wloty kieszeni przypiąć zgodnie z liniami styku do bocznych karczków biodrowych.

Czyli dokładnie wzdłuż linii, której zaznaczenie pokazałam na zdjęciu 1.

„Od wewnątrz zszyć worki kieszeni.”

Czyli – odwinąć przody spodni do góry, skupiając się wyłącznie na przyszyciu worków kieszeni do karczków biodrowych. Jak na zdjęciu 3.


zdj.3


„Worki przyfastrygować od spodu do przodów, przedtem obciąć wzdłuż środka przodu zapas prawego worka kieszeni.”

Przyfastrygować je w miejscach zaznaczonych szpilkami na zdjęciu 4, a zapas – to zapas na szew, inaczej mówiąc – dodatek na szew.


zdj.4


Zszyć szwy boczne. Rozprasować zapasy szwów.”

Jasne.

Zszyć wewnętrzne szwy nogawek oraz środkowy szew przodu od znaku rozcięcia do wewnętrznego szwu nogawek.

Skoro zszyliśmy wewnętrzne szwy nogawek – to mamy ten szew zlokalizowany. Znak rozcięcia – to krótka, gruba kreska na linii opisanej jako środek przodu spodni oraz jednocześnie rozcięcie /czyli miejsce, w którym materiał spodni nie będzie miał ciągłości, tam będzie wszyty zamek/.

Jeszcze o wewnętrznych szwach…

Z nimi bywa troszkę kłopotu, bo długość wewnętrznej krawędzi przodu spodni jest mniejsza niż wewnętrznej krawędzi tyłu. A to z pewnego powodu.

Spinając wewnętrzne części nogawek ze sobą zepnijmy je najpierw w punktach stycznych – oznaczonych mniej więcej na wysokości kolana. Potem posuwajmy się w dół, a następnie – w górę nogawki. Ok. 10 cm przed krokiem spodni zauważymy różnicę długości krawędzi. Tył jest głębiej podkrojony, idzie głębszym łukiem niż przód, a w dodatku jest dłuższy. Żeby tę różnicę zniwelować – musimy wdać brzeg tyłu w stosunku do brzegu przodu, nie naciągać przód. Wdać – czyli zrobić coś odwrotnego do rozciągania. „Upchać” nadmiar długości brzegu, nie marszcząc go. Trzeba spiąć górną krawędź  szwu, a potem pracować nad takim upięciem reszty, żeby nadmiar zgubić. Po co to wszystko? Dla wygody i dobrego ukształtowania materiału. Po wdaniu utworzy się niewielka fałda, którą troszkę przesadnie uwypukliłam na zdjęciu 5.



zdj.5


Ta fałda zapewni zapas materiału na swobodę ruchów i lepsze układanie się spodni na ciele.

Zapięcie na zamek błyskawiczny: skrojone z całości odszycia rozporka zaprasować pod spód, po prawej stronie wzdłuż środka przodu, po lewej 5 mm przed środkiem przodu.”

Skrojone z całości odszycia rozporka to nic innego jak „występ” skrojony w górnej części przodu spodni, zakończony u dołu linią prostopadłą do środka przodu. Dodatek do wszycia i wykończenia zamka. Bywają fasony, w których kroi się spodnie bez tego odszycia i doszywa się je później.

Środek przodu – oznaczony linią na wykroju /patrz wyżej/.

Na lewym brzegu /spód rozporka/ przyszyć od spodu zamek, szyjąc tuż przy ząbkach. Spiąć rozcięcie wzdłuż linii środka. Luźną taśmę zamka przyszyć na prawym odszyciu, nie ujmując przodu spodni.”

Przyszyć od spodu zamek – czyli przyszyć podkładając go od spodu. A zamek przyszyty do samego odszycia, bez ujmowania przodu spodni, wygląda tak, jak na zdjęciu 6. O jakim odszyciu mowa - opisałam powyżej.


zdj.6


Dlaczego zamek nie jest przyszyty „normalnie”, nie na wylot, czyli nie ujmując przodu? Bo jeśli chcemy sobie wykonać stębnowanie rozporka szersze, niż szerokość zamka – to nie mamy innego wyjścia, jeśli chcemy uniknąć dwóch szwów… To stębnowanie będzie robione za chwilę…

Sfastrygować odszycie. Rozcięcie ostębnować zgodnie z oznaczeniami, zaczynając od góry i kończąc 3 cm przed końcem.”

Przeszyłam to stębnowanie w całości, od początku do końca, bo przedyskutowałyśmy sprawę i zrezygnowałyśmy z doszywania spodu rozporka, dodatkowego elementu, którego brak nie będzie przeszkadzał, a z kolei – jego obecność dodałaby troszkę brzuszka… Zrezygnowałam więc z przepisywania burdowego opisu tego fragmentu pracy.

Na zdjęciu 7 widać, że stębnowanie nie miałoby szansy ująć zamka…


zdj.7


Zszyć środkowy szew tyłu. Rozprasować zapasy od góry aż do początku podkroju kroku.”

Znów – nic dodać, nic ująć.

Koniec części 2…

Mama przymierzyła spodnie – wszystko leży ok…












Może byś mi spodnie uszyła – czyli Burda z polskiego na nasze cz.3

$
0
0


Pozostało wszycie paska.

Pasek: zszyć szwy boczne na częściach paska. Zewnętrzną część przyszyć do górnego brzegu.”

Pasek składa się z dwóch warstw – wewnętrznej i zewnętrznej, a każda warstwa z trzech części – dwóch części przodu i jednej tyłu. Zatem – najpierw zszywamy jedną warstwę w całość, potem drugą. Część zewnętrzną przyszywamy do górnego brzegu spodni.

Prawy koniec powinien wystawać na środku przodu, lewy koniec przyszyć do spodu rozporka.”

Spodu rozporka u mnie nie ma, bo go nie doszywałam. Środek przodu mamy zlokalizowany na wykroju paska. Żeby to zobrazować cyknęłam fotkę, podkładając pod lewą część zamka kawałek materiału udający spód  rozporka, a na prawej części paska położyłam papierowy wykrój. Na moim zdjęciu – zdj. 1 – doszyłam już wewnętrzną cześć paska.

zdj.1

Zapasy szwu zaprasować na pasek.”

Mowa tu o zapasach górnej części spodni i dolnej części paska.

„Wewnętrzną część paska ułożyć na części przyszytej prawą stroną do prawej.”

Tu trochę galimatiasu językowego. Nie chodzi o część przyszytą prawą stroną do prawej, a o ułożenie wewnętrznej części paska prawą stroną materiału – na części przyszytej, na jej prawej stronie. Wystarczyłby myślnik albo przecinek w odpowiednim miejscu ;-)

„Zszyć końce paska oraz dłuższe brzegi, szyjąc na prawym końcu wzdłuż środka przodu. Przyciąć zapasy szwów. W rogach zapasy obciąć ukośnie. Wywrócić.”

Czyli – prawa część paska będzie krótsza niż lewa.

 „Wewnętrzny brzeg paska spiąć na tunel od szwu bocznego do szwu bocznego na szwie nasady. Przyszyć, szyjąc na prawej stronie spodni w zagłębieniu szwu nasady.”

Z paska tyłu, części między szwami bocznymi, zrobimy tunel na gumkę. Przypinamy wewnętrzną część paska do zewnętrznej części i jednocześnie do górnej części spodni, nie powijając dodatku na szew, który to dodatek skierowany jest w dół spodni. Gdyby był podwinięty – utworzyłby niepotrzebne pogrubienie. Przyszywamy go między szwami bocznymi, w zagłębieniu szwu nasady, czyli w rowku szwu łączącego pasek ze spodniami.

Teraz będę postępowała nieco inaczej, niż Burda nakazuje, ale może popatrzmy, co proponują:

„Wciągnąć gumkę, końce przyszyć na szwach bocznych. Gotowa dł. tunelu wynosi 38-39,5-42-45-48 cm. Wewnętrzny brzeg paska podwinąć z przodu na dł. ok. 5 cm, sfastrygować. Pozostałą część ułożyć płasko na szwie nasady. Przyszyć pozostały wewnętrzny brzeg paska. Na prawym końcu wydziergać dziurkę na guzik.”

Proponują wciągnięcie i zamocowanie gumy oraz takie przyszycie przednich wewnętrznych części paska, żeby tylko na odcinku 5 cm od brzegów paska dodatki na szwy były schowane w środek paska, a pozostałe brzegi  ułożone były podobnie jak to się dzieje na tyle spodni.

Tyle, że gumy bywają różne, materiały różnie się zachowują po zmarszczeniu, a wszyscy mamy różne wyobrażenie o tym, na ile spodnie powinny być gumą ściągnięte, jak mocno mają się trzymać. Wyobrażenie i upodobanie – jedni lubią mocno i ciasno, drudzy wolą luz. A ja w dodatku jestem fanką przymiarek, więc zmieniłam kolejność.

Najpierw wykończyłam przednie części paska od środka, chowając zapasy szwów w pasku i stopniowo je rozprostowując i odginając w dół w miarę zbliżania się do szwów bocznych. Przyszyłam je od prawej w szwie nasady /zdj.3/, kończąc szew 3-4 cm przed szwami bocznymi. /zdj.2/. W ten sposób pozostawiłam otwory do wciągnięcia gumki, którą z jednej strony przymocuję szyjąc w szwie bocznym na wylot przez gumę i obie warstwy paska, a z drugiej – wyciągnę jej koniec i przypnę od zewnątrz agrafką. Po uszyciu dziurki na guzik i przyszyciu guzika spodnie będzie można przymierzyć i przekonać się, jak długi kawałek gumki daje komfortowy obwód paska. Potem przyszyję drugi koniec, też w szwie bocznym, a otwory w nasadzie paska zaszyję. Aha – żeby być pewnym, że szyjąc po prawej stronie uchwyci się od spodu tyle, ile trzeba – przed przystąpieniem do spinania przed szyciem zaprasowałam do wewnątrz dodatki na szwy wewnętrznej części paska o mniej więcej 2 mm poniżej linii wyznaczającej dolną krawędź paska. Czyli – pasek wewnętrzny jest o 2 mm szerszy niż pasek zewnętrzny.


zdj.2




zdj.3


Na dole nogawek postanowiłam zrobić rozporki czy inaczej - rozcięcia.

Rozporki mają mieć 3 cm długości, więc do zamierzonej długości spodni dodałam 4 cm – 3 cm podłożenia rozporka plus 1 cm zapasu na szew.

Docięłam spodnie do tej długości, obie nogawki równiutko. Następnie na każdej nogawce zabezpieczyłam zewnętrzny szew boczny do punktu, w którym będzie kończył się szew, a zaczynał rozporek, odmierzając od dołu 7 cm – 1 cm zapasu, 3 cm podłożenia i 3 cm samego rozporka. Zabezpieczyłam szyjąc parę centymetrów od góry, do zaznaczonego punktu i znów kilka cm do góry. /zdj. 4/ Jak przy ryglowaniu szwu. Poniżej tego punktu wyprułam pierwotny szew.


zdj.4


Obrzuciłam i zaprasowałam dolną krawędź spodni na wysokość 4 cm /szerokość podłożenia plus dodatek na szew/ lewą stroną materiału do lewej, czyli tak, jakbym ostatecznie podkładała spodnie. Będę pracowała odwracając teraz materiał prawą do prawej, więc żeby odwrócić go równo wzdłuż zaprasowania – wpinam w nie szpilkę, będzie moim przewodnikiem. /zdj.5/


zdj.5


Odwijam podłożenie prawą do prawej i spinam szpilką brzegi /zdj.6/


 
zdj.6


Szyć będę po tej stronie – żeby widzieć szew boczny spodni. /zdj.7/ Szyję od dolnej krawędzi spodni do punktu, w którym zabezpieczałam uprzednio szew boczny. 3 centymetry i ani milimetra wyżej. /zdj.8/


zdj.7



 zdj.8

To samo powtarzam po drugiej stronie rozporka i mam efekt, jak na zdj. 9


zdj.9


Od prawej strony stębnuję spodnie 3 cm od dołu, jednocześnie mocując podłożenie i rozcięcie rozporka. Wymierzenie jednakowej szerokości podłożenia na obu nogawkach ułatwia mi kawałek taśmy malarskiej naklejony na płytkę maszyny do szycia. /zdj.10/ Szyję prowadząc dolną krawędź spodni wzdłuż jej brzegu.



zdj.10


Sam szczyt rozporka dodatkowo mocuję rygielkiem /zdj.11/


zdj.11


W ten sam sposób można szyć rozporki w szortach czy rękawach ;-)

No i tyle, spodnie uszyte…

Wracając do opisów – one wcale nie są niezrozumiałe i zawiłe, pod warunkiem, że wie się, co się czyta ;-) Czyli – jeśli opanuje się fachowe słownictwo i skrótowość tekstu oraz – co najważniejsze – jeśli nie czyta się samego opisu, nie mając w ręku szytej rzeczy i nie podążając krok w krok za Burdą. Wystarczy nie doczytać opisów z arkusza i zmienić sobie kolejność szycia, żeby nagle wszystko przestało się zgadzać i mieć jakikolwiek sens… A od czytania opisów „na sucho” może tylko rozboleć głowa… J 

Powodzenia w deszyfrowaniu i odczarowywaniu!

Jeszcze jedno - patrząc na zdjęcia wydaje się, że to różne spodnie ;-) A to po prostu słońce raz chowało się za chmurami, a raz zza nich wychodziło...














Viewing all 60 articles
Browse latest View live